Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Styczeń w krainach śniegu – podsumowanie miesiąca

Styczeń podróżniczy

Jak zaczynamy pierwszy stycznia, tak będzie trwał cały rok, prawda? Cóż, w takim razie przepowiadam sobie rok doskonały. Pierwszego stycznia obudziłam się nie dość że bez kaca, nie dość że wyspana, to jeszcze w przepięknym, umieszczonym na liście UNESCO, miasteczku w Czechach – w Telczu.

Tak zaczął się styczeń i tak zaczął się cały rok. Na przełomie grudnia i stycznia pojechaliśmy z Piotrem na zimową wycieczkę samochodową po wschodnich Czechach. Odwiedziliśmy kilka zamków, miasteczek, katedr. Poznaliśmy sąsiadów, jak ich dotąd nie znaliśmy.

Po powrocie nie siedziałam długo w Krakowie. Zdążyłam jednak opublikować jeden z najważniejszych tekstów każdego roku – Gdzie śladami polskich blogerów należy jechać na wakacje w 2016 roku. Tekst już dziś ma ponad 20 000 odsłon. Za kilka dni znajdziecie część drugą cyklu – gdzie jechać w Polskę.

W połowie stycznia pojechałam na północ. Do kraju, w którym nigdy wcześniej nie byłam, czyli do Finlandii. Zwiedziłam Turku, przylegający do miasta archipelag wysp, a także Helsinki i kawałek parku narodowego okalającego Espoo. Najniższa temperatura, z jaką przyszło mi się mierzyć? -28 stopni. Ale najgodniejsze zapamiętania jest to, że fińskim zwyczajem siedziałam w saunie, a prosto z niej wbiegłam do morza. Przyznaję sobie tytuł Fińskiego Morsa. 😉

Wróciłam do Polski na dwa dni i pognałam do Austrii, by sprawdzić, co robić w Kaprun i Zell am See, co niekoniecznie wiąże się z jazdą na nartach. Oprócz wspaniałego jedzenia pokochałam chodzenie w rakietach śnieżnych. Myślę, że ta atrakcja na zawsze już wejdzie w poczet moich zimowych rozrywek. Już teraz zaczęłam przeglądać oferty sprzedaży rakiet na Allegro.

Zanim wróciłam do domu, zatrzymałam się jeszcze na dwa dni w Salzburgu, mieście, w którym byłam już trzykrotnie, a którego nigdy tak naprawdę nie zwiedziłam. Tym razem miało być inaczej. Odwiedziłam 4 muzea i 5 kościołów. I wiecie? To ciągle było za mało. Mimo spędzenia tu ponad dwóch dób, zrobiłam mniej więcej połowę zaplanowanego przeze mnie programu. To tylko znak, że trzeba wrócić latem.

 

Styczeń blogowy

W styczniu na blogu zostało opublikowanych 7 nowych tekstów. Mój ulubiony to wywiad z Piotrem – moją drugą połówką, która niespodziewanie postanowiła zostać współautorem bloga. Jeśli kochacie góry, środkową Azję i utożsamiacie się z męskim punktem widzenia, to #kącikzależnego będzie właśnie dla was.

Drugim wielkim wydarzeniem jest uruchomienie strony Polish Travel Blogs, której jestem współzałożycielką. Od teraz polska blogosfera podróżnicza jest oficjalnie obecna na międzynarodowym rynku marketingu internetowego. Wspaniale, że społeczność blogowa jest tak zjednoczona!

Jeszcze coś? A tak! Wystąpiłam w filmie! I to oficjalnym filmie promującym Kretę. Sława, fejm i autografy. 😉 Zobaczycie go tutaj.

 

Co w lutym?

Styczeń w większości spędziłam poza Polską. Luty będzie więc jego przeciwieństwem. Niemal przez cały miesiąc będę podróżowała głównie do swojego biurka, a kulinarne przyjemności ograniczę do kaw i herbat. Wyjątkiem jest weekend w Wielkopolsce (w Poznaniu i w Lesznie). Dopiero 27 lutego wylatujemy do Izraela na #urodzinynapustyni. 29 lutego (tak!) świętuję swoje siódme w życiu urodziny. Chcę je spędzić w ukochanym miejscu, czyli w Mitzpe Ramon.

Najlepsze w styczniu

Najlepsza książka: Styczeń był dla mnie bardzo literacki. Przeczytałam aż cztery książki. Najlepsza to ta, którą czytam właśnie teraz: Jose Saramago – Historia oblężenia Lizbony. Wspaniały pomysł, że głównym bohaterem został nie kto inny, a – zwykle pomijany w drodze do sławy – redaktor książek. Do tego w tak wspaniałym mieście, jak Lizbona. To moja trzecia powieść Saramago i tylko potwierdza: facet to geniusz!

Najlepsza sztuka teatralna: Widziałam w tym miesiącu tylko dwie, ale i tak jedną warto tu podkreślić. Wróg ludu w reżyserii Jana Klaty w Teatrze Starym w Krakowie! Jestem z tych osób, które w teatrze wstają tylko wtedy, jak naprawdę są zachwycone. Byłam. Klaskałam na stojąco kilka dobrych minut. Wróg ludu to luźna adaptacja sztuki Ibsena, która płynnie, ale bardzo wyraźnie, przechodzi w krytykę współczesnej Polski. Wspaniałe! Jak będziecie w Krakowie, to koniecznie wybierzcie się do Teatru Starego.

Najlepszy film: Tu będzie bardzo podróżniczo. Nie dalej jak przedwczoraj oglądałam Sound of Music (Dźwięki muzyki). Oskarowy musical z lat sześćdziesiątych. Dzieje się… w Salzburgu. I tak! W Salzburgu go oglądałam. Nie macie pojęcia, jaką miałam frajdę, jak wczoraj chodziłam po mieście dokładnie po tych samych miejscach, co bohaterowie filmu, a na ustach miałam słowa piosenek z filmu. Wspaniałe jest to angażowanie się w miejsce poprzez popkulturę.

Najlepsza wystawa: Widziałam ich w tym miesiącu prawie dziesięć – jest więc z czego wybierać. Znowu jednak wrócę do Salzburga i zachęcę was do odwiedzin DomQuartier – muzeów katedralnych w centrum miasta. W stałych zbiorach galerii znajduje się niezła kolekcja malarstwa niderlandzkiego, w tym przepiękna „Stara modląca się kobieta” Rembrandta. Wspaniała!

Najlepszy szlak: Archipelago Trail. Szlak rowerowo-samochodowy wokół wysp archipelagu Turku. Przemierzyłam tylko fragment, ale wyglądał wspaniale spokojnie.

Najlepszy hotel: Hotel Kaprunerhof w Kaprun. Czterogwiazdkowy hotel utrzymany w tradycyjnym alpejskim stylu. W pokoju kominek i atmosfera, jak w górskiej chacie. W piwnicy strefa spa, a w niej prócz saun łóżka wodne :D. Oprócz tego pełne wyżywienie ze świetnymi śniadaniami, przekąskami po południu i wieczorną kolacją i bar, a w nim szeroki wybór drinków. No i najważniejszy punkt: właściciele. Trzyosobowa rodzina, mimo że prowadzi luksusowy hotel, podchodzi od klientów jak do przyjaciół. Coś co spodziewałabym się znaleźć raczej w małym pensjonacie. Super!

Najlepsza restauracja: To będzie restauracja Kaskis w Turku. Znakomite niewielkie miejsce, oddalone o długość dziesięciominutowego spaceru od centrum miasta. Menu jest niewielkie, mieści się na stronie A4, za to składniki sezonowe, doskonale dobrane i połączone w fantastyczny sposób. Do tego restauracja dba o wina najlepszego rodzaju. Tutaj spróbowałam po raz pierwszy mięsa renifera. Polecam zafundować tu sobie menu degustacyjne. Kulinarna uczta.

Najlepsza potrawa: Stary dobry germknödel, czyli smak mojego narciarskiego dzieciństwa. Germknödel to duża pyza nadziewana powidłami śliwkowymi, polana sosem waniliowym i posypana makiem. Prawdziwa bomba kaloryczna, ale jak siedzicie w chacie narciarskiej i właśnie przejechaliście 20 kilometrów, to takiej bomby wam trzeba.

Najlepszy drink: Piwo w fińskiej saunie. I to naprawdę: jakiekolwiek piwo. 🙂

Miejsce miesiąca: I w końcu najważniejsza kategoria. Miejscem miesiąca zostaje lodowiec Kitzsteinhorn (3203 m n.p.m.). Znacie go. To jedno z najpopularniejszych wśród Polaków miejsc na narty. Jednak teren narciarski to tylko jedna strona lodowca. Po drugiej znajduje się park narodowy, w którym możecie się wybrać na trekking, biegówki czy rowery. Pod szczytem lodowca znajduje się platforma widokowa na całą okolicę, a także restauracja i minikino. Jak się dowiedziałam, region bardzo dba o ochronę lodowca i np. z tego powodu stoki narciarskie są co roku zamykane na dwa miesiące. Wstępnie jestem umówiona latem na zdobycie tego najwyższego szczytu Kraju Salzburskiego. 

Pamiętajcie, że bloga możecie śledzić na żywo poprzez Facebooka, newsletter i Snapchata! Zapraszam

Exit mobile version