Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Nikt nie zwiedza Częstochowy!

Chciałabym zrobić z wami eksperyment. Poproszę was, byście się skupili i pomyśleli, ile znacie osób, które były w Częstochowie. 5? 10? 50? Może nawet 100 i więcej?

Jasne że tak. Tylko w 2015 roku w Częstochowie na Jasnej Górze było 3 miliony 700 tysięcy pielgrzymów. Wystarczy kilkanaście lat, by była tam cała Polska. Nie wiem niestety, ile procent wszystkich Polaków odwiedziło Jasną Górę, ale odważę się strzelać, że połowa tak.

No to idziemy dalej – kolejne pytanie brzmi: ile osób prócz Jasnej Góry zobaczyło w mieście inne atrakcje. Ile wyszło ze świątyni i poszło dalej, w miasto. Nie tylko po to, by zjeść pizzę w jednej z przykościelnych knajp. Kto tak naprawdę zdecydował się wykorzystać okazję i zobaczyć Częstochowę?

O tym rozmawiałam wczoraj przy kolacji. Moi gospodarze zajrzeli mi przez ramię, akurat gdy przygotowywałam materiał pod ten tekst. Gdy wyjaśniłam, że piszę o Częstochowie, w ruch poszły wspomnienia. Jedna osoba była tam raz, druga dwa razy. Na pielgrzymce.

-No dobra. A co jeszcze zobaczyliście?

Chwila ciszy. A czy w Częstochowie jest coś do zobaczenia? Czy da się na czymś zawiesić oko? Czy jest ładna starówka? Przepiękny zamek? Czy jest widok na okolicę, który zapiera dech w piersiach? Wreszcie, co najważniejsze – czy jest atmosfera?

Przeczytaj o 10 miejscach, które uwiodły mnie w Śląskim. Klik!

Odpowiadam frazesem. Wszędzie jest coś do zobaczenia. A jeśli wymaga to od nas odkrywania, jeśli atrakcje miasta są nieoczywiste, to skarby, które znajdziemy są jeszcze ciekawsze. Jeśli nie mam o takiej Częstochowie bladego pojęcia (a miesiąc temu nie miałam), to spacerując tutejszymi ulicami tym bardziej będę zdumiona. Jeśli niczego nie oczekuję, to każda drobnostka wywoła banana na twarzy.

Wjazd do Częstochowy – Jasna Góra i aleja NMP

Zaczęło się jeszcze w samochodzie. Przejeżdżałam przez centrum szukając mojego hotelu. Najpierw zobaczyłam samą Jasną Górę.

zdj. Śląska Organizacja Turystyczna

Usytuowana na górze naprawdę robi wrażenie. Tak – jestem jedną z tych niewielu osób, które na pielgrzymce nigdy nie były. Nie interesowało mnie też, jak bazylika wygląda i jak jest położona. W takiej sytuacji mój przejazd pod górą i zobaczenie parku i górującej nad nim bazyliki-twierdzy zrobiło nie lada wrażenie. Świątynia dumnie wznosi się nad okolicą. Rozpościerające się przed nią zielone tereny przyjemnie ją ozdabiają i podpowiadają niezłe architektoniczne założenie. Spojrzałam w drugą stronę. Prosto spod góry ciągnie się Aleja Najświętszej Maryi Panny, jedna z najdłuższych ulic w kraju. To ją należy traktować jako centrum miasta. Na niej też najwięcej się dzieje. Tego dnia miały miejsce targi kulinarne, na których nie omieszkałam spróbować włoskich serów i wina. Na ławeczkach siedziały zasłużone dla miasta postaci z brązu. Tu poetka Poświatowska, tu aktor Perepeczko, tam w końcu lekarz Biegański. Miłe, nienarzucające się pomniki, które ożywiają miasto.

zdj. Śląska Organizacja Turystyczna

W tym samym momencie zobaczyłam jego! Tak! To jest właśnie ten słynny mural, którym szczyci się miasto. Nie spodziewałam się, że znajduje się tak blisko bazyliki, zaraz przy najbardziej uczęszczanej części alei. Wieża Babel to dzieło Tomka Sętowskiego, być może najbardziej znanego częstochowskiego artysty. Koniecznie musicie ją zobaczyć, nawet jeśli street art nie jest waszą bajką.

Częstochowa w deszczu Częstochową w muzeach

Schodzę z Jasnej Góry. Pogoda się nie udała. Smutno, szaruga, ludzi na ulicy coraz mniej. Oczywiste jest, że trzeba się schować w muzeum.

Nie było to dla mnie problemem. Powiem szczerze, że jeszcze zanim przyjechałam do miasta, już miałam upatrzony najważniejszy punkt jego zwiedzania – Muzeum zapałek!

Muzeum zapałek powstało w 2002 roku zaraz po tym, jak działające od 1882 roku Częstochowskie Zakłady Przemysłu Zapałczanego zostały wpisane na listę zabytków. Maszyny stanęły, zakłady zostały zamknięte, na hale wprowadzono turystów.

Czego spodziewacie się po haśle „muzeum zapałek”? Ja oczyma wyobraźni widziałam nowoczesne, interaktywne centrum, gdzie wszystko się dotyka, wszędzie są ekrany, monitory, głosy i zabawy.

Tymczasem weszłam do przerażającej, zimnej hali z powybijanymi oknami, gdzie wilgoć dawała mi nieźle popalić. Na halach znajdują się maszyny, jeszcze nie tak dawno temu używane do produkcji.

Słuchajcie tego! Polecę teraz dużymi liczbami! Zakład w czasach swojej świetności produkował 1 milion 400 tysięcy zapałek na godzinę i pół miliona pudełek w czasie jednej zmiany. Pracowało tu 140 osób na zmianę. Robi wrażenie!

Wszystko zostawione dokładnie tak, jak w dniu zamknięcia zakładu. W maszynach ciągle znajdują się niedokończone zapałki. Gdzie indziej mamy pudełeczka. Jeszcze dalej niewielką galeryjkę z wzorami pudełek i malutkie arcydzieła zrobione z “jednej zapałki”. Po drodze kino i film z czasów świetności fabryki.

Czułam się, jakbym zwiedzała opuszczony budynek. Budynek pełen historii, ale zapomniany przez okolicę. Paradoks jednak polega na tym, że o zakładach produkcji zapałek nikt nie zapomniał. Że przecież mamy tu muzeum. Że obiekt jest na Szlaku Zabytków Techniki. Pojawia się pytanie: dlaczego w takim razie to tak wygląda. Dlatego, że zapałki są nieatrakcyjne? Przecież one są tak diabelnie nieatrakcyjne, że właśnie w tym leży istota ich atrakcyjności. Wszak kto nie chciałby odwiedzić tak absurdalnego miejsca?

PORADA LOKALSA
Kamila, blogerka z
Kami & the Rest of the World
Częstochowa jest ciekawsza, niż wielu się wydaje. Na przykład zagłębie frytkowe na Piłsudskiego. Drugiego takiego miejsca w Polsce nie znajdziesz! Frytki kupujesz w licznych budkach, które wyglądają , ale ich wyroby smakują jak domowe i nigdy nie słyszałam, by komuś zaszkodziły. Pamiętam czasy, jak 100 g kosztowało 58 groszy :D.

Głęboko wierzący w swoją misję dyrektor muzeum jest niewątpliwie osobowością. Podobnie jak osobowością jest dyrektor innego muzeum, do którego teraz zmierzam.

To dom Haliny Poświatowskiej, największej poetki Częstochowy. Tu zostałam zaciągnięta. Zaproponowano mi jego zwiedzanie, a ja – z bagażem polonistyki na plecach – nie odważyłam się powiedzieć “nie”.

Światełkiem w tunelu okazała się być informacja, że muzeum prowadzi brat poetki – Zbigniew Myga. Oprowadzając mnie po niewielkim domu opowiadał historie związane z siostrą. Wspominał jak egoistyczną była osobą. Ile wymagała opieki i jak wszystko musiało się kręcić wokół niej. Mówił o jej chorobach, o jej krakowskim towarzystwie i o mężu malarzu.

I wiecie – przestało was obchodzić, że jesteście w muzeum artystki. Wy jesteście w odwiedzinach u faceta, który z przejęciem opowiada o swojej nietuzinkowej siostrze. A wy w tle na ścianie czytacie jej wiersze, jakby po raz pierwszy, mimo że karmiliście się nimi wcześniej już do woli. Oczywiście wychodzicie z tomikiem.

Przeczytaj o Śląskich Smakach – najlepszym kulinarnym szlaku w Polsce Klik!

Z Częstochowy na Jurę – zamek Olsztyn

Pogoda się poprawia, świeci przyjazne słońce. Woła mnie to, co lubię najbardziej – natura! Wydawać by się mogło, że gdy zwiedzamy miasto, to w mieście zostajemy.

A jednak nie do końca. Wszak Olsztyn oddalony jest o niecałe 10 km. No, ten drugi Olsztyn.

Nawet jeśli nie macie własnego auta, dojedziecie tu prędko podmiejskimi autobusami. A w samym Olsztynie czeka was jeden z najpiękniejszych zamków Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Zamek, zniszczony w czasie Potopu, to dziś oczywiście ruiny. Ale wiecie – to jedne z tych ruin, co to tandetnie i romantycznie można na nich siedzieć i rozglądać się dookoła godzinami. Również na Częstochowę.

Czenstochovia – punkt obowiązkowy!

A jak z jedzeniem? No i piciem, bo i to tygryski lubią najbardziej? W tym przypadku wszystkie drogi prowadzą do Czenstochovii.

Czenstochovia to browar restauracyjny, hotel i piwne spa w jednym. Skoncentrujmy się na części restauracyjnej. Pracownicy warzą tutaj cztery gatunki piwa, które, jeszcze świeże, wlewane jest prosto do naszych kufli. Dostaniemy pilsa, pszeniczne, bursztynowe, a dla tych, którzy preferują słodsze smaki, również miodowe. Osobno o zwiedzaniu browarów napisałam tutaj.

Na tym się nie kończy. Oczywiście możemy wybrać do tego piwną przegrychę, ale w karcie zobaczymy dania ekologiczne (koźlęcina z Jury!), wegetariańskie i regionalne. Restauracja znajduje się na szlaku Śląskie Smaki i nie zapomina nawet o tradycjach częstochowskiej kuchni żydowskiej.

Mogłabym długo wymieniać dalej. Zaledwie dwa kroki od bazyliki znajduje się Muzeum Górnictwa Rud Żelaza, o którym pisałam już ostatnio. W ratuszu możemy wejść na wieżę widokową, albo zwiedzić muzeum miasta (bardzo atrakcyjne, polecam!). Nie udało mi się zwiedzić cmentarza żydowskiego, a i pogoda nie sprzyjała chodzeniu po mieście, ale chciałabym wyraźnie powiedzieć! Nie rezygnujcie z miasta, gdy będziecie na Jasnej Górze! Zwiedzajcie! 😉  

Informacje praktyczne

Nocleg: W Częstochowie spałam w znakomitym hotelu-browarze – opisanej wyżej Czenstohovii. Daję mu wyróżnienie i wrzucam na listę moich ulubionych polskich hoteli. Nie dość, że na miejscu browar i piwne spa, to jeszcze design budynku idealnie w moim guście.

Opisane miejsca: 

  • Muzeum produkcji zapałek w Częstochowie, ul. Ogrodowa 68, cena 10 zł
  • Muzeum Częstochowskie, Al. NMP 45a, cena 12 zł (tego samego dnia można na bilecie odwiedzić też Muzeum Rud Żelaza, Dom Poezji i inne. Pełna informacja na stronie)
  • Wieża ratuszowa, Al. NMP 45a, cena 3 zł
  • Dom Poezji – Muzeum Haliny Poświatowskiej, ul. Jasnogórska 23, cena 12 zł (jak wyżej)
  • Zamek w Olsztynie, cena 5 zł. Dojazd do Olsztyna autobusami 57, 58, 59, 67 z ul. Piłsudskiego

Lubicie odkrywać Polskę? Na blogu coraz więcej informacji o naszym kraju. Wszystkie znajdziecie tutaj.

A jeśli podobał Ci się ten tekst i pomógł Ci w przygotowaniu wyjazdu, to możesz mi podziękować i kupić mi wirtualną kawę. Dzięki niej będę pisać jeszcze więcej!

Exit mobile version