Dzisiaj dostałam od was kolejnego maila z podziękowaniem za plan wycieczki po Sycylii. Uwielbiam te maile! Dają mi motywacyjnego kopa, który nie da się porównać z niczym innym. Zawsze uważałam, że właśnie z tego powodu dużo łatwiej jest pisać bloga, niż powieść – bo ma się feedback! Codziennie dostaję od was komentarze, wiadomości, lajki. I nie trzeba na nie czekać rok czy dwa lata do wydania książki, ale na bieżąco, codziennie widać, że ludzie Cię czytają, komentują, dziękują. Super to jest! Dzięki wam za to.
Ale ja nie o tym. Wróćmy do pierwszego zdania:
Dzisiaj dostałam od was kolejnego maila z podziękowaniem za plan wycieczki po Sycylii. Zdaję sobie sprawę, że teksty z trasami wycieczek są dla was bardzo ważne. Dla mnie też. Zawsze gdy jedziemy w nieznane, motamy się jak dziecko we mgle, nie wiedząc, co zobaczyć. Dlatego tak samo, jak niegdyś o Emilii-Romanii i Sycylii, tak dzisiaj zapraszam was na na tekst o zwiedzaniu Apulii.
Dzień pierwszy: Lotnisko Karola Wojtyły w Bari, Apulia
W 2016 roku Polska została pobłogosławiona dwoma nowymi, supertanimi lotami do Bari. Wizzair lata do Bari z Katowic i Warszawy. My przyleciałyśmy bardzo wcześnie i od razu wiedziałyśmy, że nie chcemy zostawać na noc w Bari, a wolimy dostać się na prowincję i stamtąd zacząć wycieczkę po Apulii. Na lotnisku odebrałam wcześniej wypożyczony przez internet samochód (korzystam z tej wypożyczalni – mają fajne zniżki) i od razu pojechałam na nocleg do Bitritto. Zaznaczam, że nie zwiedzałam miasteczka – poszłam spać, by następnego dnia od razu wsiąść w samochód i wybrać się na prawidłowe zwiedzanie!
- plusy: to było świetne miejsce na noc. Pomysł, by nie spać w Bari był wyśmienity. Minusów brak
Dzień drugi: Polignano a Mare, Monopoli i apulijska prowincja
Po wczesnym wyjeździe z mieszkania padła decyzja: zatrzymujemy się w pierwszym napotkanym miasteczku na kawę. Tak znalazłyśmy się w turystycznie nieznanej Adelfii*, która okazała się mieć bardzo przyjemną starówkę i znakomicie pokazała, jak wygląda Apulia. Miasteczka takie, jak Adelfia stanowią w prowincji zdecydowaną większość. Jest w nich kilka kościołów, kilka bogatszych pałaców, kilka barów, kiosków, jakaś restauracja. Nie zachwycają, ale pokazują normalne życie. A raczej, o tej godzinie, jego brak, bo miejscowość jest puściutka.
Z niej było już tylko kilkanaście kilometrów do jednego z najładniejszych miasteczek Apulii – Polignano a Mare*** to miejscowość wypoczynkowa, która swoją sławę zawdzięcza przepięknemu położeniu i jednej z najbardziej niezwykłych restauracji na świecie (w grocie nad samym morzem).
Na popołudnie i na noc pojechałyśmy do Monopoli***. Szalenie polecam! Otoczone murami stare miasto znajduje się na wychodzącym w morze półwyspie. Ciasne uliczki i kafejki na samym brzegu nadają niepowtarzalny klimat. To pierwsze miasteczko na tej wycieczce, w którym chętnie zostałabym dłużej (będzie ich kilka).
- Plusy: cały dzień był bardzo dobry!
- Minusy: W Polignano a Mare mogłyśmy pójść na obiad do słynnej restauracji Grotta Palazzese. Drogo, ale wszak raz w życiu.
Dzień trzeci: zwiedzanie wybrzeża Apulii od Monopoli przez Ostuni do Lecce
Naszą trzecią noc miałyśmy spędzić w Lecce – jednym z najpiękniejszych barokowych miast Europy. Zdecydowałyśmy się jechać tam nie autostradą, ale wybrzeżem. Zatrzymałyśmy się na spacer we wczasowej miejscowości Torre Canne* i zwiedziłyśmy starożytne miasto Egnazia*. Z niego skręciłyśmy do perły tego dnia – miasteczka Ostuni***.
Ostuni bywa opisywane, jako miasto bardziej kojarzące się z Marokiem niż z Włochami. To prawda. Gdy dojeżdżamy do niego, bije na kilometry swoją bielą, mocno kontrastującą z suchym krajobrazem. Na potrzeby turystów zostało zagospodarowanych kilka uliczek, ale tak naprawdę śnieżnobiała architektura ciągnie się na całe dzielnice. To czy w którejś jest ładniej czy brzydziej zależy tylko od ilości samochodów (i sklepów z pamiątkami).
Odwiedziłyśmy jeszcze nieciekawe Brindisi* – drugie największe miasto w Apulii – i pojechałyśmy na kolację do Lecce***. Tego dnia jeszcze nie wiedziałyśmy, że okaże się przebojem.
- plusy: Ostuni jest prześliczne! Lecce jest pozycją obowiązkową, nie tylko przy zwiedzaniu Apulii, ale przy zwiedzaniu Włoch w ogóle
- minusy: Zupełnie niepotrzebnie spędziłyśmy kilka godzin w Brindisi. Miasto jest nieciekawe i niewarte zaglądania do niego.
Dzień czwarty: zwiedzanie półwyspu Salento
Wczesna pobudka! Musi być wczesna, wszak dzisiaj planujemy objechać półwysep Salento. I tu od razu chcę wam podpowiedzieć! Nie róbcie tego w jeden dzień! Salento okazało się być większe niż sądziłyśmy. Zwiedziłyśmy zaledwie jego niewielką część, po czym wróciłyśmy 100 km do Lecce. To był po prostu zły pomysł.
Macie ochotę na zdjęcia z Apulii. Tu znajdziecie fotograficzny post o okolicy. Klik!
Tak czy inaczej pojechałyśmy na zachód. Naszym pierwszym przystankiem był Kupertyn (Copertino*) – małe miasteczko słynne dzięki swojemu latającemu świętemu – Józefowi z Kupertynu. Sama miejscowość niestety nie powaliła. Znajduje się tu co prawda imponujący zamek, ale – ciężko mi to przyznać – wiele takich w Apulii.
Dużo większe wrażenie zrobiła kolejna miejscowość – Nardo*. Nardo uważane jest za jedne z miasteczek z najlepszym przykładem baroku z Salento.
Czy jest piękną miejscowością? Nie. Posiada jednak bardzo ładną barokową piazzę, która jest idealnym miejscem na południową kawę. Również najstarsza część miejscowości, ze swoimi ciasnymi uliczkami jest ciekawym miejscem. W sam raz na dwugodzinny spacer.
Jedziemy dalej – na wybrzeże. Tego dnia moczymy się w dwóch morzach! Najpierw w Morzu Jońskim w okolicy turystycznego miasteczka Gallipoli** (ono byłoby dobrym miejscem na kolejny nocleg!), a po kilku godzinach jazdy nad brzegiem morza (nie do końca polecam, jako że cały czas się mierzymy z korkami przy kurortach – lepiej wybrać się drogą ekspresową) w Adriatyku. Z Leucy*, która jest najbardziej wysuniętym na południe miejscem włoskiego buta, wracamy do Lecce.
- Plusy: Gallipoli jest warte odwiedzin. Jeśli macie więcej czasu, polecam też Nardo.
- Minusy: niepotrzebnie ominęłyśmy północny-zachód półwyspu z jego pięknymi plażami. Minusem było też wracanie do Lecce na nocleg, a nie zatrzymanie się gdzieś na trasie. Copertino, jeśli nie macie pobudek religijnych, możecie ominąć.
Dzień 5 – zwiedzanie Lecce, popołudnie w Otranto i plaże Apulii
W końcu! Trzeciego dnia pobytu w Lecce*** zagospodarowałyśmy całe przedpołudnie na zwiedzenie tej perły Apulii. Lecce zasługuje zdecydowanie na osobny artykuł. Jego barokowe fasady są arcydziełem unikalnym na skalę światową. Gdy spacerujecie po starym mieście, po prostu nie możecie się pozbyć efektu „Wow”.
Około południa pojechałyśmy dalej. Miałyśmy opuszczać półwysep, ale że poprzedni dzień nam tak się przedłużył, pojechałyśmy do Otranto***. To jedno z najpiękniejszych miasteczek regionu, które zresztą znajduje się na liście „Najpiękniejsze miasteczka Włoch”. Otranto ma bajkową starówkę i katedrę, w której znajduje się jedna z największych mozaik na świecie! Jeśli czasem będziecie tam i przyjdzie wam ominąć kościół… cóż – to będzie błąd.
Po plażowaniu mogłyśmy już zrobić tylko jedno – jechać do kolejnego miejsca noclegowego. A tej nocy spałyśmy pomiędzy Alborobello i Locorotondo – dwoma najpiękniejszymi miasteczkami Apulii, słynnymi dzięki trulli. Ale o tym w drugiej części opowieści o zwiedzaniu Apulii. Znajdziecie ją tutaj.
Jedziesz do Apulii? Poczytaj inne teksty o tym coraz popularniejszym włoskim regionie. Znajdziesz je tutaj. A jeśli jesteś tu po raz pierwszy i Ci się spodobało, zajrzyj na Fanpage bloga na Facebooku. Tam znajdziesz relacje na żywo, konkursy i masę zdjęć!
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂