Namiot z niemowlakiem? Czy to ma sens? Nigdy nie myślałam, że będę się nad tym zastanawiać, bo wydawało mi się, iż po prostu nie znajdę się przed takim wyborem. Zawsze uważałam, że zabieranie dzieci na biwaki jest super. To niezapomniana przygoda, która buduje wieź w pracy zespołowej, uczy cierpliwości i pokory. No ale powiedzmy pięciolatka. Więc myślałam, że trochę z tym poczekamy. Aż tu nagle, gdy Sania skończył 9 miesięcy dostałam propozycję zawodową życia – napisanie przewodnika po Bornholmie, dla Bezdroży. Pisanie przewodników zawsze było moim marzeniem, a dla Bezdroży to już w ogóle. Nie mogłam więc tej fuchy nie wziąć (i dobrze, bo teraz to stała, dobra współpraca). Wybór był prosty. Jedziemy! Nie z E., bo to przekraczało jego możliwości urlopowe. Na szczęście Sania ma najlepszych rodziców chrzestnych pod słońcem. I to z nimi pojechaliśmy. O roadtripie z maluchem pisałam już tu. Tu przewodnik po Bornholmie praktycznie.
W artykule:
- namiot z niemowlakiem – plusy i minusy
- co zabrać pod namiot z dzieckiem
- Jedzenie dla dziecka pod namiot
Zobacz też: Co zabrać na wycieczkę z niemowlakiem?
Jeśli Bornholm to rowery. Jeśli low-budget, to piękne drewniane czerwone domki z ogródkami mogliśmy podziwiać tylko zza płotu. Zdecydowaliśmy się na namiot. I to był wybór genialny.
Co przydaje się pod namiot z dzieckiem?
Niewątpliwie Skandynawia jest jednym z najlepszych kierunków, by zabrać niemowlę oraz namiot, ruszyć w drogę i się nie zrazić. Wszystko jest szalenie funkcjonalne i przemyślane. Na wielu kempingach są specjalne pokoje kąpielowe do mycia dzieci, z przewijakami, basenikami czy umywalniami w wieloryba. Są stoliki do zabawy, prysznice dla starszaków, małe toalety, wysokie blaty dla niemowlaków. Trzeba tylko wcześniej zaplanować gdzie nocować i sprawdzić warunki.
Co zabrać pod namiot z dzieckiem?
W namiocie rozpościeraliśmy maty samopompujące i śpiwory (Sania spał w swoim śpiworze wiosennym spacerówkowym. Czytałam, że niektórzy wstawiają do namiotu gondolę i w niej śpi dziecko. Nasze dzieci śpią z nami w domu, więc i podobnie w drodze jest. Muszą być blisko. Sani tlen uderzył do głowy, i jak w domu spał jedynie z cyckiem w buzi, tak pod namiotem wpadał w ciągi nawet pięciogodzinne, co sprawiło, że miałam ochotę, by te wakacje trwały wiecznie.
Absolutnie obowiązkowa jest mata lub koc do biwakowania. Nam się od początku cudownie sprawdza zarówno na co dzień jak i na wakacjach ta z La Millou (śpiwór również mamy z tego sklepu).
Konieczny jest również krem z filtrem, którym my się smarowaliśmy rano, ale nie tak jakoś od razu, dopiero kiedy wyruszaliśmy na spacer. Kapelusik/czapka/chustka to również must-have. Pamiętajcie też o zabezpieczeniu się przed owadami.
Dziecko pod namiotem. Chorowanie
A może nie zachoruje? Zawsze bierzemy na wyjazdy apteczkę (klik). Jesteśmy przygotowani, na szczęście najczęściej jest to profilaktyka. Sania w podróży zachorował raz. Nie pod namiotem, ale w pięciogwiazdkowym hotelu. Jeśli jest potrzeba wezwania lekarza, najlepiej poprosić o pomoc w recepcji kempingu.
Jedzenie dla niemowlaka pod namiot
Dziecko poniżej roku to (dla mnie) dziecko którego podstawą żywienia jest mleko mamy. Do roku Sania raczej myślał, że jest płaszczką, która odżywia się całą powierzchnią ciała. Wiele do rąk brał, ale rzadko kiedy coś trafiało do buzi. Na Bornholmie zupełnie nie miał ochoty na dania główne. Pił moje mleko w jakiś zatrważających ilościach i wcinał kilo bananów dziennie (super ekonomiczna opcja, bo tanio sprzedawali podgniłe w supermarkecie). Dzień przed wyjazdem ruszyło mnie sumienie. Sańka w życiu słoika nie jadł, wszystko mu sama przygotowywałam. W sklepie z ciekawości zajrzałam na dział dla dzieci. Patrzę i widzę. Słoiki. Piszą, że z ekosreko, więc wczytuję się w skład. No rzeczywiście fajny. Nie ma się do czego przyczepić. Wzięłam lasagne. Dziecię pochłonęło pół zawartości i przez kolejne trzy dni wydalało z siebie w takiej ilości (heloł na drugi dzień wracaliśmy paręnaście godzin), że teraz choćbym miała sobie palec odkroić i ugotować, to szkła nie kupię.
Dla karmiących mlekiem modyfikowanym nie mam jakiś bardzo profesjonalnych rad, bo to nie są moje realia, ale wyobrażam sobie, że pewnie dobrze jest wziąć więcej butelek, bo mogą wystąpić problemy logistyczne z myciem. I jakiś podgrzewacz na baterie?
Dziecko pod namiotem. Jak się czuje?
Poczucie Bezpieczeństwa. Jest tam gdzie rodzina. Dla dziecka nie ma znaczenia gdzie jest, ważne, żeby blisko była mama, tata, rodzeństwo. To jest porządek rzeczy. Więc bezpieczeństwo psychiczne jest zapewnione. Fizyczne również. Niemowlę oraz namiot to bezpieczna sprawa, śpicie na ziemi, nie ma z czego spaść w nocy .-)
Sensoryka. Staramy się wychowywać dzieci w warunkach małobodźcowych. Nie mamy w domu telewizora (to nie ze względu na dzieci, tylko na nas samych – nie potrzebujemy go), słuchamy indie folk, a nie ciężkiego rocka, dzieci mają zabawki raczej rozwijające motorykę z drewna i miękkich materiałów, niż grające fiszerprajsy. Dzięki temu nasze dzieci nie wymagają od świata wiele. Albo wręcz przeciwnie. Zadowalają się bardzo prostymi rozrywkami. Las w niesamowicie naturalny sposób rozwija dzieci sensorycznie. Jest mnóstwo nowych faktur i konsystencji. Szyszki, patyki, piasek, igły. Wszystko na wysokim poziomie naturalności. Można zbierać, sortować, rozrzucać, lizać (tak, lizać dużo lepiej listki w lesie, niż wyczyszczone cifem umywalki w domu).
Przełamywanie barier. Sania pierwszego dnia bał się siedzieć na kocu, bo wchodziły na niego mrówki. Ostatniego musiałam go szukać między namiotami i wyciągać igły sosnowe z kolan. Odważył się wejść w las. To był olbrzymi skok rozwojowy.
Wnętrze namiotu. Dla dziecka które nie chodzi wnętrze namiotu to najlepsza zabawa ever. Odbija się od ścian, pełna po śpiworach, zagląda do kieszonek. Sania z namiotu rano wychodził ostatni.
Dla mnie najważniejszym argumentem, by zmiksować niemowlę oraz namiot jest fakt, iż właściwie 24 godziny na dobę oddychamy. Na dworze. Choć mamy na ten rok olbrzymią ilość pomysłów i planów, to pod namiot wybierzemy się na pewno, choćbyśmy mieli spać u mojej mamy w ogrodzie.
Więc – bierzcie niemowlę oraz namiot i w drogę!
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?