Ciężko wytłumaczyć jak trudno nam było kiedyś wyobrazić sobie podróżowanie po Polsce. Myśleliśmy, że brakuje miejsc, w których można godnie zjeść. Wszystko nam się kojarzyło ze smażoną na starym oleju rybką i ohydnym smalcem w jajecznicy. Włosami w gołąbkach i koncentratem w pomidorówce. Jak bardzo myliliśmy, nie robiąc poważnego researchu w temacie. I tylko my wiemy, jak bardzo zależy nam to tym, by dobre informacje, o miejscach, które realizują ideę slow food i trzymają poziom, trafiły do jak najszerszego grona. Mamy bardzo intensywną i polską zimę. Dużo jeździmy, poznajmy i jesteśmy naprawdę pod pozytywnym wrażeniem.
Oberża pod Psem w Kadzidłowie
Ostatnio przyjeżdżamy tu nałogowo. Jest tu wyjątkowe dobro. Kordaki oraz oddalone od siebie o zaledwie 4 kilometry dwie wyjątkowe restauracje. Serwujące równie dobre dania. Panuje w nich zgoła inny klimat. O Potockim pisaliśmy już tu. A dziś będzie o Oberży pod Psem w Kadzidłowie.
Z Probarku Małego to parę kilometrów. Droga wiedzie przez las, a dość często przecinają ją zwierzęta. My widzieliśmy sarny w grupie i lisy. Ostatni odcinek to już leśny wyrąb ze znakami ostrzegającymi przez rysiami i łosiami. Przy restauracji znajduje się Park Dzikich Zwierząt i skansen (strasznie sobie te Mazury dozujemy, bo nie zwiedziliśmy tym razem dóbr). Teraz mieliśmy okazję, by przetestować właściwie całą kartę dań, która okazała się wspaniale skomponowana.
Oberża pod Psem – wnętrze
Dom jest duży, jednak restauracja mieści się w dwóch izbach. Zachwycają stare meble, których jest naprawdę sporo (za dużo by tu zamieszkać), jest piec kaflowy (ciepły!), świeczniki, obrazy, kolorowe ściany. Przytulnie i bardzo regionalnie. Podobno w sezonie to miejsce jest tak popularne, że trudno wejść bez rezerwacji, więc jeśli wybieracie się na Mazury lipcem lub sierpniem to miejcie to na uwadze. My bardzo sobie chwaliliśmy tą poza sezonowość (nie tylko na Mazurach). Posiadłości pilnuje tytułowy pies.
Oberża pod psem – menu.
Całość oparta jest o ideę lokalności i slow foodu. Oberża pod Psem ma dwie karty dań (i trzecią wina, o których za chwilę). Karta stała to propozycje skierowane do tych, którzy przyjeżdżają od czasu do czasu i mają swoje ulubione pozycje. Karta ulotna (na tablicy) jest sezonowa i doskonale sprawdza się dla koneserów codzienności w lokalu. A co w tej karcie?
Ser kozi z patelni.
Sery do kuchni dostarczane są z zaprzyjaźnionych ferm – ten smażony na patelni jest bajeczny. Idealnie chrupiący z doskonałymi konfiturami.
Śledź po wiejsku.
Już się zdążyliśmy zorientować, że na Warmii i Mazurach to występuje wszędzie. I właściwie mimo, iż zawsze je zamawiamy, to jeszcze nigdy smaki siebie nie przypominały. Zadziwiające jak bardzo różnie można przygotować śledzia z cebulą. Oberżański delikatny, świetny!
Kwaśnica mazurska.
To jednogarnkowe danie niegdyś wystarczało za cały obiad. Miało również tą zaletę, że mogło przez parę dni postać i nie stracić na świeżości. Biedne regiony, jakimi były zarówno Mazury, jak i Warmia bardzo często z takich rozwiązań kulinarnych korzystały. Kwaśnica mazurska to kapuśniak z kwaśnej kapusty. Oberża pod Psem serwuje razem z pierogami z soczewicy. Jest ona obłędnie dobra. Kwaśna i esencjonalna. Może wchodzić na salony.
Żurek.
Na cudownym zakwasie i jeszcze do tego z chlebem co nie jeden piec by chciał, żeby z niego wychodził.
Pieczeń z koźlęciny.
W życiu się nie spodziewałam, że będę jadła mięso z kozła, nie wiem co mnie podkusiło że właśnie to zamówiłam. I co? No i pieczeń z koźlęciny! Super! Przemiękka, rozpływająca się. Idealnie doprawiona. Na jednym talerzu z kluskami śląskimi i zasmażaną kapustą zrobiła arcyciekawą robotę.
Mielone z sarniny.
Nie przepadam – to raczej jedno z must-eat Eduarda. Ale próbowałam i bardzo!
Wereszczaka.
Schab duszony w wywarze buraczanym. Mniam. To jest przerażające, jak człowiekowi się w pieleszach domowych wydaje, że może być wege, a tu trafia w miejsce, gdzie ludzie serio umieją z kawałka świni zrobić obłęd w uszach i już mu te nowoczesne atrakcje gdzieś umykają.
Jogurt z konfiturą, miodem i bakaliami.
Cudowny. Bo lekki. A jak się człowiek nawpierdziela tyle frykasów, to aż się prosi o coś lekkiego, co już przypomina dietę, na jaką się przejdzie zaraz po powrocie do domu. Gdybym tylko kiedyś była w stanie o postanowieniach diety pamiętać.
Jedliśmy jeszcze rosół (też z pierogami!), kluchy z parmezanem i gołąbki (sorry, babciu, ale te były lepsze).
Karta win.
Nie weszliśmy w temat. Ja karmię, Eduard prowadził. Ja nie mogę prowadzić, bo nikt tak nie zabawi Idki jak mama. Ale ale. Wiemy, że Oberża jako jedyna w Polsce serwuje toskańskie Lunadoro oraz z zachodniopomorskiej winnicy Turnau. Wszystkie wyglądające obiecująco.
Nad restauracją w Kadzidłowie są pokoje gościnne.
Kadzidłowo 1, Ruciane Nida.
Mało zdjęć, bo (względnie) dobre warunki oświetleniowe panowały do podania zupy.
W Kadzidłowie na wolnym wypasie chodzą różne zwierzęta. Pamiętajmy o tym, że to my jesteśmy gośćmi i szanujmy ich dominację. Szczególnie dobrze jest to wpajać dzieciom.
Zobacz też: Kordaki, mały apartament.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?