Podczas naszej dwumiesięcznej podróży po Mołdawii docieramy w różne zakątki kraju. Zwykle trafiamy w miejsca, które nikomu nie przychodzą do głowy, by w ogóle zwrócić na nie uwagę, a czasem w takie jak tym razem – pada na Stare Orchei, czyli Orheiul Vechi. Zespół zabytków położonych w malowniczej dolinie rzeki Raut, nie tak popularnej jest Dniestr czy Prut, ale to ona właśnie jest sercem kraju. Kierunek z Kiszyniowa – 60 kilometrów na północny wschód, rezerwujcie sobie cały dzień! Albo i dwa, bo jest gdzie spać i zjeść. ♥
Zobacz też: Mołdawia: waluta, ceny, transport i atrakcje. Czyli wszystko w jednym
Skąd ta skarpa w Orheiul Vechi?
Piszę przewodniki, robię zdjęcia, ale to archeologiem chciałam być całe życie (i zostałam). Nie mogę więc pominąć kwestii kontekstu w jakim powstało to wyjątkowe miejsce. Ziemia w Mołdawii jest porażająco żyzna. Dziś, jadąc między miejscowościami na przełomie maja i czerwca podziwiać możemy setki kilometrów pól uprawnych, na których wszystko wzrasta w smaku oszałamiającym najbardziej wybrednych znawców pomidorów. Mołdawia kojarzy się raczej z małymi wysokościami, lekko pofalowana kraina idealnie wpisuje się w to, z czym jest najlepiej kojarzona – krajobrazem dobrej ekspozycji słonecznej dla winnic.
Dawno temu, w czasach wkraczających na etykietkę „geologia”, czyli w późnej Jurze, było tu morze. Sarmackie. Było bardzo rozległe, ale też płytkie, w miocenie odcięte od większego zbiornika – Tetydy zaczęło wysychać. Jego pozostałościami są Morza Kaspijskie i Czarne, oraz (Jezioro) Aralskie, na które jeszcze kiedy byłam w podstawówce mówiło się morze. Morze Sarmackie pozostawiło po sobie liczne osady – gliny, wapienie, piaski, zlepieńce. Właśnie wapienie odpływającego morza wyżłobiły tu formę kanionu, która dziś sprawia, iż Orheiul Vechi jest tak malownicze. Rzeka Raut płynąca w jego dole, a będąca osią Orheiul Vechi, silnie meandruje.
Czarnoziem, zielone pastwiska, ryby w rzece, glina, bliskość szlaków handlowych, naturalne formy fortyfikacyjne sprawiały, iż teren Orheiul Vechi nie był obojętny dla gatunku ludzkiego od dawien dawna. Znaleziska archeo potwierdzają jego obecność już w epoce kamienia.
Orheiul Vechi – historia miasta
W Mołdawii w tym czasie panowały plemiona geto-dackie. W Stare Orhei zostały po nich wały ziemne, o dość pokaźnych rozmiarach, świadczących o dużym znaczeniu cywilizacyjnym okolic. Liczne jaskinie, zarówno te naturalne, jak i wydrążone siłą ludzką były doskonałym schronieniem w okresie wędrówek ludów. Kiedy Konstantyn i jego matka Helena zdecydowali, iż świat będzie chrześcijański, zamieszkali tu pierwsi pustelnicy, by stać się skałą. Tworzyli oni podziemne kompleksy, nadawali im charakter sakralny. I tak czas płynął.
Lata lecą.
W niespokojny wieku XIII przyszli Tatarzy i zrobili z Orheiul Vechi jeden z głównych ośrodków Nowej Ordy, pod nazwą Szahr al-Dżedid (przewrotnie Nowe Miasto). Zostawili po sobie ruiny łaźni.
Powstało państwo mołdawskie (o granicach wielce różniących się od obecnych), a Stare Orhei stało się siedzibą pyrkałaba, czyli tureckiego zarządcy w prowincji. Miłościwie pozdrawiający z wielu pomników Stefan Wielki, zafundował fortecę, by chronić miasto przed Tatarami. Jednak mimo umocnień Stare Orhei szybko padło ofiarą najeźdźców, więc mieszkańcy przenieśli się w głąb kraju (do obecnego miasta Orhei).
W osadzie pozostali mnisi, którzy mieszkali tu do 1816r., kiedy to zostali stąd „przesiedleni” do innych monastyrów w Besarabii. Mieszkańcy wsi Butuceni, którym brakowało własnej świątyni wydrążyli tunel do cerkwi w monastyrze Peştere i ustanowili ją swoim miejscem kontaktu z Bogiem. W 1904r. ukończono budowę świątyni na górze. Mnisi wrócili do Stare Orhei w 1991r.
Czy Orheiul Vechi zasługuje na UNESCO?
Stare Orhei prosi się od lat, by zostać wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To, że jeszcze nie zostało, świadczy o tym, iż lista jest sprawą polityczną – byłam w wielu miejscach z przyznanym tytułem, które nie mają porównania z perłą z nad Rautu. Mam jednak nadzieję, iż to kwestia czasu, i teraz, gdy Mołdawia jest stowarzyszona z wielką europejską rodziną proces beatyfikacyjny ruszy do przodu. Zabytki są rozproszone po szerokim zakolu rzeki, które jest powtórzone w rzeźbie terenu dwóch kręgach wznoszących się nad nim wzgórz.
Kompleks znajduje się pomiędzy wsiami Trebujeni i Butuceni. Przy drodze znajdują się fundamenty – ruiny pałacu średniowiecznej cytadeli i pałacu pyrkałaba. Ale przede wszystkim jest WIDOK na zakole i wzgórza. Kasa biletowa znajduje się w Centrum Wystawienniczym, gdzie zorganizowane jest małe muzeum z artefaktami, ale cóż one znaczą przy landskejpie za oknem. W drogę!
Atrakcje w Orheiul Vechi
Wchodząc na pierwsze wzgórze dojdziemy do krzyża i dzwonnicy. My mieliśmy wielkie szczęście – minęliśmy jedną wycieczkę, która schodziła, a kolejna była daleko za nami. Pod dzwonnicą znajduje się największa atrakcja – monastyr Peştera, tunelem dochodzimy do małego pomieszczenia z cerkwią, oraz cel mnicha, jest też wyjście na urwisko skalne z pięknym widokiem. W monastyrze mieszka mnich, który w ciszy i pokorze sprzedaje różańce, obrazki i świece.
Idąc dalej grzbietem cypla dochodzimy do odnowionej cerkwi i obejścia gospodarskiego. Wnętrze zdobi ikonostas i wiele ikon. Za cerkwią wije się droga po grzbiecie wzniesienia, którą można dojść z powrotem do parkingu (dłuższy spacer).
Można przespacerować się przez wieś – znajduje się tu miłe miejsce do odpoczynku, tradycyjne domy, wieś to zwykła ulicówka. Na jej końcu zajrzyjcie do restauracji. Dobrze dają!
Idealnie jest również wejść na drugi krąg wzniesień, co poczyniłabym z pewnością, gdyby nie średnia wieku uczestników naszej wycieczki, która wynosiła 13 lat. Dla Idy byłoby to zbyt wiele, a przecież nie chodzi o to, by się zraziła .-)
Dojazd do Orheiul Vechi
Ja jestem największą fanką podróżowania własnym samochodem, a w kraju, gdzie marszruty raczej wożą ludzi do pracy i tak mają ustawione rozkłady, to już w ogóle. Jeśli nie macie własnego samochodu, dobrą opcją jest też znalezienie kogoś kto Was za kasę zawiezie. Głód pieniądza w narodzie ogromny.
Do Stare Orhei da się jednak dojechać środkami komunikacji, z Kiszyniowa z przesiadką z Orheiu. Należy jednak uważać i zawczasu upewnić się o możliwości powrotu – może się okazać, że ostatni bud odjeżdża w połowie dnia.
Praktycznie.
W miarę możliwości fajnie jednak dotrzeć tu w godzinach popołudniowych, złapie się wtedy najlepsze światło. W cerkwiach kobiety muszą mieć zasłonięte włosy chustką. Wstęp kosztuje 15 lei.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?