Odkąd pierwszy raz zobaczyliśmy Ropki, totalnie się zakochaliśmy. Choć Beskid Niski jest kawałek drogi od Warszawy, tylko szukamy okazji, by znów móc ugościć się w Starej Farmie. Tym razem byliśmy jesienią. Więc widać było drogę przez wieś, którą ostatnio grubo pokrywał śnieg. Mogliśmy też zobaczyć bobrowisko i ciężką pracę, jaką wykonały odłowione w Polsce słodkie szkodniki. I odbyliśmy parę wycieczek, które uznajemy za Saszkowy start w górskim życiu. W najgorszy pogodowo dzień, w lekko sączącej się mżawce i gęstej mgle wybraliśmy tam, gdzie ten mroczny klimat pasował idealnie. Czertyżne. Dawna łemkowska wieś położona w wąskiej dolinie, której nie wiadomo, czy historia sprzed siedemdziesięciu, czy dziesięciu lat bardziej mrozi na duszy.
Zobacz też: Myślałaś kiedyś o wakacjach w Beskidzie Niskim? To zaraz zaczniesz!
Czertyżne dawniej.
Takich dolin, w których kiedyś mieszkali Łemkowie, a teraz szumią tylko świerki jest więcej. Czytając spis miejscowości w przewodniku dla “prawdziwego turysty” po Beskidzie Niskim wydawnictwa Rewasz, słowo “nieistniejąca” pojawia się dość często. O Łemkowskich przesiedleniach pisałam przy okazji Ropek, które świat odłowił i ponownie zasiedlili uciekinierzy z miast. Jest też sąsiadka, ikona – Bieliczna. Jasna dolina, nad którą króluje Lackowa, a turystów przyciąga zawsze otwarta cerkiew. No ale od początku. Czertyżne położone jest w ciasnej dolinie której zbocza wypełnione są lasem, a mało wietrzny mikroklimat bardzo sprzyjał rolnictwu. Dawało to mieszkańcom prestiż, opinię bogaczy i niezależność. Czertyżne powstało w 1584 r. na granicy państwa muszyńskiego biskupów krakowskich, pobudowali się tu Iwan Michniewicz i Maksym Tokajski. Etymologia nazwy wsi pochodzi od ruskiego słowa czerteż, oznaczającego wyrąb.
W 1791 r. wybudowano we wsi drewnianą cerkiew Michała Archanioła (została rozebrana w latach 50/XX w. pod budowę świątyni w innej wsi. Czertyżne było prawie w 100% łemkowskie, greckokatolickie. Mieszkała tu jeszcze jedna rodzina żydowska i jeden Polak. Mieszkańcy Czertyżnego nie angażowali się politycznie, zarówno w burzliwym dwudziestoleciu międzywojennym, jak i podczas okupacji hitlerowskiej pozostawali na uboczu. Kiedy historia Łemków się kończyła, Czertyżne liczyło 25 zagród. W pamiętnym 1947 r. na Ukrainę dobrowolnie wyjechały cztery rodziny, reszta została przesiedlona na ziemie zachodnie.
Na miejscowym cmentarzu, jedynej dziś pozostałość po osiedlu ludzkim, do 1947 r. pochowano 521 osób.
Czertyżne dziś.
Wieś nie została po wojnie ponownie zasiedlona, nie biegła tędy żadna znacząca droga. Urodzajna ziemia leżała odłogiem, a pamięć o niej powróciła na pierwsze strony gazet w 2000 r., kiedy to cała dolina została wykupiona przez miejscowego potentata. Próbował on wymusić na społeczności łemkowskiej, by wykupili ziemię gdzie spoczywają prochy ich przodków, jednak interes ten nie doszedł do skutku, bo dumni spadkobiercy nie chcieli dobijać interesu nad zmarłymi. Konflikt został po części opisany w artykule “Łemko szuka grobów”. Oczywiście, że każda ze stron inaczej przedstawia swoje racje, fakt jest jednak taki, że Ci co umierają, trafić na cmentarz do Czertyżnego już nie mogą. Szkoda również, że odbywa się handel ziemią, która powinna pozostać zawsze wolna i święta.
Jak trafić do Czertyżnego?
Nie prowadzi tu żadna droga dojazdowa, googlemaps również milczy. By dotrzeć do opuszczonej doliny, trzeba zostawić samochód w Ropkach lub Izbach i dojśc na piechotę. Z Ropek szliśmy po śladach nowego, konnego szlaku (pomarańczowa kropka). Przy tablicy informacyjnej szlakiem czerwonym i żółtym, potem w prawo na Banicę i drogą znów w prawo przez otwarty szlaban. Nasza wędrówka była trudna, bo łąki były podmokłe i Sania nie dawał do końca rady maszerować po grząskim błocie. Doszliśmy do skraju polany, już pewnie widzielibyśmy cmentarz gdyby nie gęsta jak mleko mgła. Polana była zalana wodą. Tą końcówkę zostawimy na następny raz.
Jeśli interesują Was Łemkowie i chcielibyście odwiedzić miejsce bardziej żywe niż cmentarze i cerkwie, koniecznie zajrzyjcie do Zagrody Maziarskiej w Łosiu.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Wszystkie artykuły o Beskidzie Niskim znajdziesz tutaj.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?