Idąc wybrzeżem województwa pomorskiego wiosną 2018 mieliśmy niewiarygodne szczęście do pogody, własnych sił i spotkanych ludzi. Wspaniale było oddychać lasem, maszerować całymi dniami w szumie fal, utyskiwaniu chwiejących się sosen, i być odprowadzanym przez zgłodniałe towarzystwa mewy. Załamanie było tylko jedno, w Rzucewie. Zasypialiśmy w Domkach w Osłoninie ciepłą wiosną, a obudziliśmy w śniegowym powrocie zimy. Osada Łowców Fok była nie do zdobycia. Silny wiatr uniemożliwiał zejście na cypel, spotkana autochtonka powiedziała, że piździ (sorry, serio tak powiedziała) od ruskich, a to najgorzej, bo przez trzy dni będzie urywało łby. Niewiele ponad rok później ponownie stanęliśmy u bram jednej z lepiej brzmiących atrakcji wybrzeża i… było wcale nie lepiej…
Zobacz też: Kaszuby: atrakcje dla dzieci nad morzem
Osada Łowców Fok w Rzucewie.
Znów deszcz, ale tym razem nie mrożący, wiatr, tylko trochę słabszy. Osada Łowców Fok to małe muzeum archeologiczne in situ, czyli w miejscu, gdzie przeszłość rzeczywiście się działa. To dość unikatowa sprawa w dobie parków rozrywki organizowanych celowo w danej lokalizacji pod złaknionego wrażeń turystę. Ponad sto lat temu miejscowy nauczyciel pilnował na cyplu bawiących się dzieci, które grzebiąc w piasku natrafiły na pozostałości osady sprzed siedmiu tysięcy lat. Rozgrywało się tu życie ludzi morza – rybaków i łowców fok. Pomorze zawsze było miejscem bardzo wielokulturowym, archeolodzy znajdują tu ślady dość odległego handlu i wymian. Krzyże datowane na długo przed pamiętny 966, czy krzemień pasiasty z Gór Świętokrzyskich.
W 2013 roku w kaszubskiej chacie zorganizowano centrum lokalnej kultury archeologicznej, gdzie można zaczerpnąć ogromną wiedzę, poczuć specyficzny morski smrodek skorupiaków, pospacerować ścieżkami pamiętającymi osady sprzed tysięcy, setek lat i również dziesięcioleci.
Zanim powstało muzeum.
Dobrze, że trafiło na wykształconego człowieka, który niezwłocznie poinformował o wyjątkowym odkryciu dzieci odpowiednie organy. Jeszcze w tym samym roku poprowadzono pierwsze wykopaliska archeologiczne, którymi kierował dyrektor gdańskiego muzeum, ale i botanik i wielki fascynat nadbałtyckiej przyrody – Hugo Conwentz. Artefaktów odleziono bardzo wiele, wyodrębniono nawet kulturę rzucewską – fuzję leśnych kultur i ceramiki sznurowej. W szklanych, tradycyjnych gablotach możemy dziś podziwiać szczątki naczyń, wyroby krzemienne i kamienne, plansze ze szczegółowymi wyjaśnieniami lokalnych zawiłości.
Osada Łowców Fok znajduje się nad samym brzegiem Zatoki Puckiej, która w dalekiej przeszłości była przybrzeżnym jeziorem. Na łagodnie opadających terasach (to typ geologiczny wybrzeża, powstaje po stopniowo cofającym się morzu, zostawiając coraz to węższe zakola) wybudowane były domy i zabudowania gospodarcze łowców ryb i fok. Podczas badań znaleziono resztki oprawiania – ości i łuski. Zarzucano tu wędki i sieci na sandacze, szczupaki, dorsze, płocie i węgorze. Wgłąb morza wyruszano na nasze tytułowe foki oraz morświny, na łodziach-dłubankach z harpunami na pokładzie. Foki stanowiły podstawę żywienia ówczesnych osadników, ale również wyprawiano skórę – na płaszcze i buty.
Fenomen Osady polega na doskonałym zachowaniu się. Po opuszczeniu przez mieszkańców nikt tu nie grabił, nie budował na nowo. Wszystko ochroniła przyroda dwoma metrami (!) nawianego piachu. Późniejsza wieś tuż przy muzeum zupełnie nie zaingerowała w stratygrafię. Miejsce jest prawdziwe, dopieszczone i pięknie położone.
Osada Łowców Fok znajduje się siedem kilometrów drogą od Pucka, ale można przejść pieszo/przejechać na rowerze wzdłuż morza malowniczą ścieżką. Czynna jest od 8 do 16, w sezonie letnim od 9 do 17, codziennie, oprócz poniedziałku. Bilet wstępu kosztuje 4 zł normalny i 2 zł ulgowy. Zejście do Osady jest przed bramą rzucewskiego zamku, do molo i w lewo, ścieżką wzdłuż morza.
Nie jedliśmy obiadu w zamku w Rzucewie. Odstraszyła nas tabliczka przy wjeździe zakazująca dzieciom samopasu, a my lubimy miejsca bardziej pro niż anty. Zjedliśmy w przedobrym Nordowym Mólu, kaszubskiej restauracji parę kilometrów przed Puckiem.
Artykuł początkowo pojawił się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też inne teksty Magdy atrakcjach dla dzieci w Pomorskim.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?