Spis treści
Dzień w Krakowie to mało, bardzo mało. Ktoś, kiedyś powiedział, że w Rzymie można się urodzić, przeżyć życie, umrzeć, a i tak miasta nie poznać. Nie posunęłabym się do tego twierdzenia jeśli chodzi o Kraków, bo tydzień intensywnych wakacji zupełnie by starczył, ale selekcję atrakcji dla dzieci na jeden dzień w Krakowie zrobić trudno. Nasz klucz był podstępny – najpierw dać Sani marchewkę, w postaci gigantycznej atrakcji, a potem odwiedzić romantyczne dla nas miejsca. W Krakowie osiem lat temu się poznaliśmy i tu minęły nam pierwszy tygodnie zakochania. Mamy więc swoje magiczne restauracje, kawiarnie i kładki do przejścia.
W artykule:
- atrakcje dla dzieci w Krakowie
- plac zabaw przy Rynku w Krakowie
- obiad na Kazimierzu
Zobacz też: Toruń: atrakcje dla dzieci, które wypełnią kilka dni
Dzień w Krakowie.
Na nasz jedyny nocleg wybraliśmy Holiday Inn Kraków City Center. Nie kombinowaliśmy z apartamentami i niesprawdzonymi miejscami. Późny przyjazd, jeden nocleg – wybraliśmy genialny sieciowy hotel z pysznym śniadaniem, parkingiem i w dogodnej lokalizacji. W hotelu nie ma rozrywek dedykowanych dla dzieci, nie ma basenu, czy bawialni, ale czy Kraków takich atrakcji potrzebuje? Pokoje są duże, wygodne, obsługa profesjonalna, w hotelowej restauracji jest kącik zabaw dla dzieci, a do porannego posiłku można wypić świeżo wyciskany sok. Dla nas bomba.
Plac zabaw przy Muzeum Archeologicznym
Pierwsze kroki skierowaliśmy w kierunku Smoczej Jamy, wszak Sania to znany miłośnik Baltazara Gąbki. Zatrzymaliśmy się jednak w podwórku tuż przy ogrodach Muzeum Archeologicznego, bo zza bramy ukazał nam się mały dziecięcy raj. Drewniany plac zabaw, z trampoliną, ścianką, geometrycznymi konstrukcjami – domkami, lustrami, zgadywankami i objaśniarkami dla najmłodszych. Ja szanuję takie miejsca bardzo. Myślę, że gdybyśmy byli Krakusami, to nasza stopa, by tu stąpała dość regularnie. Rano jest tu słońce, im dalej w dzień, tym cień się wkrada bardziej.
Smok Wawelski.
Następnie udaliśmy się na tyły Wawelu do Smoka. Historia jego ziania jest skomplikowana, kiedyś trzeba było wysyłać SMSa za symboliczną kwotę, jednak system się zawieszał, bo było zbyt wiele zgłoszeń… Teraz Smok zieje co 4-5 minut, ale niestety po intensywnych deszczach paszcza potrzebuje trochę czasu, by wyschnąć. U nas akurat była mokra noc. Choć stalowy zwierz i tak zrobił ogromne wrażenie.
Hejnał Mariacki
Musieliśmy, bo czytaliśmy niedawno Bajki Mariackie, i Hejnalista to drugi, po Smoku synonim Krakowa dla Sani. Odsłuchane na rynku, w wielkim, niebywałym wręcz tłumie, ale mamy zaliczone. Potem udaliśmy się w długi spacer uliczkami miasta, by dojść do wyjątkowego miejsca…
Dawno temu na Kazimierzu się poznaliśmy.
Wielka nostalgia, bo tu w pewien lutowy mroźny wieczór spędziliśmy pierwsze godziny razem, i choć grupa znajomych była spora, to, jak się potem okazało, od początku wiedzieliśmy oboje, że na rzeczy jest wiele od pierwszego momentu. Dawno temu na Szerokiej, to jedna z bardziej znanych krakowskich knajp, i niesamowicie dobrze cały czas trzyma poziom. Kuchnia to taki trochę tradycyjny żydowski fusion, mi szalenie pasuje. Zjadłam kalahorę – zupę czosnkową z estragonem, oraz cymes. Eduard wybrał barszcz czerwony i pierś z indyka z borowikami. Poezyjne były to dania, a porcje były gigantyczne. Sania jadł od nas, a potem dostał jeszcze deser lodowy, bo czekała nas jeszcze wycieczka kładką na Podgórze. 🙂
Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie
Zanim jednak, to dzień w Krakowie musiał znaleźć jeszcze jakąś atrakcję. Padło na lubiane przeze mnie i znane muzeum, które niestety okazało się być w częściowym remoncie, więc wielka sprawnościowa sala zabaw dla dzieci, okazała się zamknięta. Sania jednak o niczym nie wiedział, więc zadowolił się posiedzeniem w starym tramwaju i próbą złamania kodu enigmy. Bardzo jestem ciekawa zmiany, jaką przyniesie rewitalizacji, bo to jedno z ciekawszych obiektów na muzealnej mapie Krakowa zawsze było.
Na do widzenia spacer przez rzekę.
Pamiętnego zimowego wieczora nie skończyliśmy na jednej knajpie, bo wieczór kontynuowaliśmy w Rękawce, po podgórskiej stronie kładki. Niestety lokal już zamknięto, więc na kawę usiedliśmy w starych wnętrzach pod nową nazwą, z francuska brzmiącą – Bonjour Cava, ale miejsce z pysznymi przelewami, dobrymi lemoniadami, dużymi porcjami lodów i smacznymi tartami. I uśmiechniętymi dziewczynami za barem, więc właściwie jest jak kiedyś.
Nasz dzień w Krakowie był słoneczny i bardzo rozbudził w nas wielkie chęci na przyjazd na dłużej, by napisać pełny przewodnik po tym wyjątkowym klasyku.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina.
Zobacz też inne przewodniki po polskich miastach z dziećmi. Mamy opisaną Łódź, Poznań, Lublin, Toruń i Gdańsk.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?