Odkładam na moment Sycylię i wspomnę o prezencie, jaki sobie zafundowałam na imieniny. Tym razem nie była to impreza, nie kino, nie kawa z ciachem czy obiad w sushiarni (tak – ja tak lubię sobie dogadzać z różnych, czasem nie aż tak poważnych, okazji). Tym razem wybrałam się z koleżankami w Tatry.
Oj chodziło to za mną od jakiegoś czasu. Tydzień po tygodniu patrzyłam na pochmurne krakowskie niebo i brudny śnieg na ulicach i wzdychałam do nich. Coraz bardziej przyznawałam się do myśli “Krakowie – nie kocham Cię już.” A nawet jeśli kocham, to w każdym związku przychodzi ten moment, że chociaż na chwilę wypada od siebie odpocząć. No to odpoczęliśmy.
Wyjechałyśmy z Krakowa w sobotę o 7 rano. 6 dziewczyn czyli mój plecak jak zwykle okazał się najmniejszy. Najpierw autobusem, potem busem dojechałyśmy do Doliny Chochołowskiej.
…
Słowo o Dolinie Chochołowskiej:
Największa i najdłuższa dolina w polskich Tatrach (owszem – szłam przez nią dłuższą chwilę)
Jak pewnie większości wiadomo DCh słynie ze swoich krokusów. Te kwitną gdzieś w okolicach marca, raczej środka niż końca – raczej już nie w kwietniu. To znaczy: zazwyczaj. (dygresja: Bo jaka wiosna jest w tym roku, każdy widzi i należy już się pogodzić z myślą, że w Polsce nie ma takich pór roku jak jesień i wiosna,a zima przechodzi w lato i na odwrót.) Teraz, 20 kwietnia, krokusów owszem było. Były piękne! Przyznam się, że widziałam je tu po raz pierwszy – w ogóle byłam w Chochołowskiej pierwszy raz – i, owszem, zachwyciłam się.
Jak to w polskich Tatrach bywa, problemem okazali się turyści – no szłam po tej dolinie w korku, niestety.
…
Wracając do narracji:
Zrzuciłyśmy bagaże w schronisku na Polanie Chochołowskiej i wyruszyłyśmy na Grzesia. Tak naprawdę pierwszy raz chodziłam po górach zimą (bo tu wciąż zima przecież). Pogoda nie należała do tych bajkowych. Niebo w całości zachmurzone, widoków żadnych. Dziewczyny przekonywały mnie potem, że to była bardzo malownicza trasa – wierzę na słowo. Nie narzekam jednak, bo po pierwsze, szło się rewelacyjnie, po drugie nie wiało, było dość ciepło, ogólnie pozytywnie. Jeśli chodzi o śnieg pod stopami, a potem też wokół: stóp, łydek, kolan – dało się do niego przyzwyczaić. W miarę sprawnie weszło nam się na szczyt, zjadło na nim kawałek czekolady i zadecydowało, że nam mało.
Od tej decyzji zaczyna się opowieść.
Spotkany po drodze chłopak zachęcał do wejścia na Rakoń i Wołowiec:
-Trudno w to uwierzyć, ale tam jest pełne słońce.
Faktycznie było trudno, ale jednak skusiło. Poza tym powrót tą samą trasą wydał nam się nudny i upierdliwy. Trochę miałam nadzieję, że inna trasa nie będzie polegała na długotrwałym ślizganiu się po śniegu i zapadaniu w niego, a trochę chciałam po prostu przejść się gdzie indziej. Poza tym siedząc na Grzesiu po prostu było mi mało. No to poszłyśmy z B. (reszta dziewczyn została w tyle) na Rakoń (zrobiła się 17-sta). Słońce faktycznie zrobiło się widoczne, trochę ocieplało twarze – uwierzyłyśmy w to, że na Wołowcu grzeje jak głupie. B. nalegała, żeby iść dalej, mnie trochę martwiła godzina i, nie ukrywajmy, powoli słabnąca kondycja. Tak czy inaczej musiałyśmy iść w jego stronę, bo tam prowadził też wybrany przez nas szlak do schroniska.
Trafiłyśmy w sam środek chmury. Na prawo widać było lekkie zarysy gór, na prawo nic prócz przepaści. Jakie było moje zdziwienie, gdy pojawił się znak nakazujący mi iść właśnie w tę przepaść.
Zastanawiałyśmy się dzisiaj z B., dlaczego my tam poszłyśmy. Jak nierozsądnym trzeba było być, żeby nie zawrócić i nie iść tą, znaną nam już, trasą. Ile adrenaliny musiało być w naszej krwi, że nie zastanawiając się wiele, bez jakiegokolwiek odpowiedniego sprzętu i z minimalnym doświadczeniem, poszłyśmy tym głupim szlakiem.
Między bogiem a prawdą nawet nie szlakiem. Nie mamy pojęcia gdzie ten szlak był.
Jedyne co widziałyśmy to chmurę wokół nas i śnieg pod nami – co najmniej metr śniegu, podejrzewam, że może i dwa metry. Nachylenie stoku – duże. Po narciarsku: co najmniej czerwona trasa. Oznakowanie terenu: żadne. Widoczność: 5 do 10 metrów. Zagrożenie lawinowe, według strony TOPR-u, drugiego stopnia. I jedynym światełkiem w tunelu były pozostawione na śniegu ślady, kogoś kto – inaczej niż my idiotki – szedł w rakietach śnieżnych. Szłyśmy więc po tych śladach, robiąc wszystko żeby nie stracić równowagi i się nie potknąć, wywrócić i stulać po stoku, pociągając za sobą coraz więcej i więcej śniegu. Przecież jak mam sobie wyobrazić trasę lawiny, to wyobrażam ją sobie właśnie tak.
Gdzieś w środku trasy odezwała się we mnie odrobina rozsądku i wysłałam kumplowi smsa, gdzie jestem i że będę pisać za godzinę, a jak nie będę, to ma wzywać ratunek.
Fakt, że ta notka powstała, oznacza, że po godzinie napisałam.
Ale przyznaję się: to nie było odpowiedzialne, to nie powinno się wydarzyć i swoim dzieciom bym na to nie pozwoliła.
I tylko po cichutku dodam, że było fantastycznie i absolutnie nie żałuję (a w trakcie schodzenia się nie bałam – naprawdę skupiłam się na racjonalnym podążaniu za B. i jedyne co zrobiłam (też racjonalnie), to schowałam aparat, przez co zdjęć uwieczniających zejście brak).
O ósmej dotarłyśmy do schroniska. Mokre i zmęczone.Wow. Prawdopodobnie najlepsze imieniny, jakie miałam.
Na drugi dzień pogoda była fantastyczna. Przeszłyśmy z Chochołowskiej przez Iwaniacką Przełęcz do Hali Ornak, gdzie czekali na nas rodzice jednej z dziewczyn z jedzonkiem i malinową nalewką. Po przesympatycznym posiłku, wróciłyśmy z B. do Krakowa.
A dzisiaj…. Dzisiaj jestem opalona i mam zakwasy w miejscach, o których mi się nie śniło. Oj jak mi dobrze.
Słówko o dacie moich imienin. Jest specjalna bo:
- to moje imieniny
- to rocznica ślubu moich dziadków
- to międzynarodowe święto kultury marihuany
→ 4/20
- oprócz tego Wiki podpowiada, że: 1) Cook odkrył Wyspy Pallisera (dodane do celów podróży) 2) odkryto kilka planetoid 3) zginęły jakieś potworne ilości osób w katastrofach lotniczych 4) miała miejsce masakra w Columbine → ta o której są filmy “Zabawy z bronią” M. Moora i “Słoń” G. van Santa (oba swego czasu widziałam i polecałam).
- Urodzili się (lista autorska, składająca się z jednej pozycji): 1) Jean Miro (bardzo to lubię)
- Zmarli: nikt, kogo bym kojarzyła i chciała tu w sposób specjalny uhonorować
- poza listą: urodził się też Adolf Hitler, ale po prostu nie mogłam umieścić jego nazwiska przy Miro. Kwestie kulturowe.

Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty
ZajrzyjNaSzlak
4 maja, 2013Posiadasz fajny styl pisania
A przygoda mimo, że trochę niebezpieczna z pewnością pozostawi wspomeniania na lata…
A co do krokusów w Chochołowskiej – jakoś w lutym leciały na TVN Meteo dokumenty o 4 dolinach tatrzańskich, jeden z nich dotyczył właśnie Doliny Chochołowskiej. Również program był kręcony w czasie, kied kwitły tam krokusy. Ty swoją krokusową dygresją i tym zdjęciem przypomniałaś mi widok zobaczony na tym filmie
Sama niestety nie miałam jeszcze okazji, żeby przespacerować się Chochołowską właśnie tą porą, ale mam nadzieję, że kiedys będzie mi dane to nadrobić 
ZajrzyjNaSzlak
4 maja, 2013Posiadasz fajny styl pisania
A przygoda mimo, że trochę niebezpieczna z pewnością pozostawi wspomeniania na lata…
A co do krokusów w Chochołowskiej – jakoś w lutym leciały na TVN Meteo dokumenty o 4 dolinach tatrzańskich, jeden z nich dotyczył właśnie Doliny Chochołowskiej. Również program był kręcony w czasie, kied kwitły tam krokusy. Ty swoją krokusową dygresją i tym zdjęciem przypomniałaś mi widok zobaczony na tym filmie
Sama niestety nie miałam jeszcze okazji, żeby przespacerować się Chochołowską właśnie tą porą, ale mam nadzieję, że kiedys będzie mi dane to nadrobić 
~B.
28 kwietnia, 2013Ponieważ byłam jedną z uczestniczek owej eskapady i zdecydowałam się na schodzenie eksponowanym, ośnieżonym szlakiem bez umiejętności rozpoznania zagrożenia lawinowego musiałam sprawdzić po przyjeździe jakie były realne szanse zejścia lawiny w tym miejscu gdzie schodziłyśmy. Odsyłam na stronę, gdzie trochę niżej pod tytułem “Miejsca szczególnie zagrożone zejściem lawin w Tatrach” jest mapka, gdzie najczęściej schodzą lawiny i do tego opis gdyby dla kogoś mapka była nieczytelna:
http://www.e-tatry.com/index.php?option=com_content&view=article&id=105&Itemid=128
A jakby ktoś chciał chodzić po Tatrach słowackich:
http://mapy.hiking.sk/?zoom=14&lat=6305837.94292&lon=2194989.75612&layers=00BFTTTTTTFFFFFTT
~Zależna
2 maja, 2013Wypada tylko powtórzyć: idiotki!
~B.
28 kwietnia, 2013Ponieważ byłam jedną z uczestniczek owej eskapady i zdecydowałam się na schodzenie eksponowanym, ośnieżonym szlakiem bez umiejętności rozpoznania zagrożenia lawinowego musiałam sprawdzić po przyjeździe jakie były realne szanse zejścia lawiny w tym miejscu gdzie schodziłyśmy. Odsyłam na stronę, gdzie trochę niżej pod tytułem “Miejsca szczególnie zagrożone zejściem lawin w Tatrach” jest mapka, gdzie najczęściej schodzą lawiny i do tego opis gdyby dla kogoś mapka była nieczytelna:
http://www.e-tatry.com/index.php?option=com_content&view=article&id=105&Itemid=128
A jakby ktoś chciał chodzić po Tatrach słowackich:
http://mapy.hiking.sk/?zoom=14&lat=6305837.94292&lon=2194989.75612&layers=00BFTTTTTTFFFFFTT
~Zależna
2 maja, 2013Wypada tylko powtórzyć: idiotki!
~Kaszuby
25 kwietnia, 2013Szkoda tylko, że sezonie Zakopane jest zawsze przeludnione.
~Kaszuby
25 kwietnia, 2013Szkoda tylko, że sezonie Zakopane jest zawsze przeludnione.
~Zenon
23 kwietnia, 2013Piękne miejsce – uwielbiam klimat Zakopanego.
~Zenon
23 kwietnia, 2013Piękne miejsce – uwielbiam klimat Zakopanego.