Nie chce mi się wierzyć, że to już! Rok temu napisałam tekst o tym, że skończyłam 30 lat. Z tej okazji spisałam listę 30 marzeń, które chcę spełnić w najbliższej dekadzie mojego życia.
Cóż – tak dalekosiężne plany są skazane na życiowe zakręty. Wszystko może się zdarzyć. Dlatego choć traktuję listę z przymrużeniem oka, to chętnie do niej wracam i cieszę się z odhaczonych punktów.
Chcąc być z listą na bieżąco, musiałabym spełniać 3 punkty rocznie. A tu ostatnio wchodzę na nią i… niespodzianka! W pierwszym roku po trzydziestce spełniłam aż sześć! I to wszystkie z niemowlakiem!
Opowiedzmy sobie trochę o nich.
Punkt siódmy – trekking w Dolomitach
Wszystko zaczęło się w maju, gdy wybraliśmy się na najdłuższą wycieczkę 2018 roku – Road trip do Orvieto. Kora miała wtedy 6 miesięcy i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to najlepszy moment na podróżowanie z niemowlakiem. Skończyły się już niemowlęce kolki, a młoda ciągle dużo spała w wózku i nie raczkowała. Mogliśmy więc spokojnie spędzać godziny na spacerach i zwiedzaniu.
Tak też robiliśmy. Gdy po zwiedzeniu Bayreuthu w Niemczech, przejechaliśmy Austrię i wjechaliśmy do Włoch, od razu skręciliśmy z autostrady na wschód. Po kilkunastu minutach zobaczyłam je – Dolomity! Punkt siódmy mojej listy marzeń!
Oczywiście nie wchodziło w grę wybranie się na długi trekking po wysokich partiach gór. Ale kilka godzin po najwyżej położonej hali w Europie już owszem. Postanowiliśmy przejść Alpe di Siusi – po niemiecku Seiser Alm w Południowym Tyrolu.
Płaskowyż położony jest na wysokości ok. 2000 metrów. Mogę więc potwierdzić – tak, w maju było tam zimno. Gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg, a gdy doszliśmy do grupy hoteli na końcu hali, marzyłam o ciepłej herbacie – niestety o tej porze roku wszystko było tu zamknięte.
Szlak po Alpe di Siusi jest niezwykle przyjemny. Bez najmniejszych problemów pokonaliśmy go wózkiem. Razem spędziliśmy tu 5 godzin. Niewiele jak na całe Dolomity, ale co się odwlecze, to nie uciecze.
Punkt dziewiąty – zwiedzanie Orvieto
A to ci numer z tym Orvieto.
Byłam tam, a jakże. W czasie tej samej wycieczki co w Dolomitach, ledwie tydzień później.
Widziałam słynną katedrę. Z zewnątrz, ale widziałam.
Jednak nie zrobiłam tam ani jednego zdjęcia.
Dojechaliśmy do Orvieto wieczorem. Poszliśmy do centrum na kolację. W czasie błądzenia po uliczkach zobaczyłam ją! Słynną katedrę, moje marzenie!
A musicie o mnie wiedzieć jedną rzecz. Jak wyjątkowo się ekscytuję, to nie robię zdjęć. Przeżywam dane miejsce bez aparatu między moim okiem, a okolicą. Najchętniej w ogóle podróżowałabym bez fotografii.
No więc zdjęć nie zrobiłam. Za to następnego dnia rano dostałam fatalną wiadomość. Umarła moja babcia.
Wsiedliśmy w samochód i od razu pojechaliśmy do Polski na pogrzeb. I tyle widziałam Orvieto. Co wiem?
Wiem, że miasteczko jest urokliwe, choć mocno turystyczne. I wiem, że okolica jest niezwykle malownicza. Po raz kolejny – po co komu Toskania?
Punkt 11 – wpaść w końcu na te Kanary
Tadam tadam – spełnione! Na przełomie stycznia i lutego spędziłam tydzień na Lanzarote. Najdalej na północ wysuniętej Wyspie Kanaryjskiej. Tak jak w przypadku Dolomitów i Orvieto moglibyście kręcić nosem, że co to za spełnienie punktów, skoro byłam tam tylko kilka godzin, tak w przypadku Kanarów nie powinniście mieć zastrzeżeń. Zjechałam Lanzarote wzdłuż i wszerz!
Byłam w parku Timanfaya – najciekawszym miejscu wyspy, widziałam wulkaniczne uprawy winorośli, odwiedziłam jaskinie Cueva de los Verdes i Jameos del Aqua. Zwiedziłam też kilka miasteczek i dom Jose Saramago – znakomitego portugalskiego pisarza. A Piotr nawet wszedł na jeden z najwyższych szczytów wyspy.
Apetyt urósł i chętnie wrócimy w tę okolicę. Zobaczyć kolejne wyspy. Następna może Gran Canaria?
Tekst o Playa Blanca na Lanzarote już na blogu.
Punkt 13 – przejechać Andaluzję
O! A o tej wycieczce tekst na blogu już macie! Wycieczka samochodem po Andaluzji to był nasz pomysł na spędzenie ostatniego tygodnia listopada.
Już w czasie projektowania wyjazdu byłam pewna, że nie ma sensu przejeżdżać całego regionu w tydzień. Jest za duży i ma zbyt wiele atrakcji. Postanowiliśmy skupić się tylko na kilku miejscach – Grenadzie, gdzie znajduje się słynna Alhambra, której Piotr jeszcze nie widział, Rondzie i okolicach – zdecydowanie najciekawszego miejsca wyjazdu i Maladze – miasta, które mnie totalnie zaskoczyło.
Spodziewałam się nudnego kurortu, a okazało się, że to pełne własnego życia miasto, ze świetnymi knajpami i muzeami. Z przerażeniem widzę, że to czwarty opisany punkt i czwarty, który chcę powtórzyć. W Andaluzji kręci mnie teraz zwłaszcza Sewilla i trekking po Sierra Nevadzie.
Punkt 16 – zwiedzić Tarnów
W sierpniu dostałam zlecenie. Miałam napisać artykuł o Województwie Podkarpackim. Zawsze chętnie jeżdżę na – dla mnie egzotyczny – wschód Polski, dlatego ochoczo spakowałam Korcię i babcię do pomocy i pojechałyśmy w okolice Krosna.
Po drodze mijałyśmy Tarnów. Czas miałyśmy znakomity, więc wjechałyśmy na kilka godzin do miasta, by przejść się po jego centrum. Niesamowicie doświadczyłam różnicy w zwiedzaniu na głodnego i na najedzonego ;). Pierwsza godzina była bez sensu. Czułam się zawiedziona miastem, do którego tak długo chciałam jechać. Za to po napełnieniu brzuszka w hipsterskiej kawiarni Sofa spojrzałyśmy na miasto zupełnie inaczej. Zaczęłyśmy odkrywać place i kamienice. Ostatecznie Tarnów na plus.
Okazuje się, że tu też nie zrobiłam ani jednego zdjęcia :/
Punkt 29 – zobaczyć jedno z miast Beneluxu
W tym punkcie wymieniłam, że mogą to być Brugia, Gandawa, Delft czy Utrecht. I muszę przyznać, że szybko o nim zapomniałam. Aż na początku sierpnia Piotr obejrzał film „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”, którego akcja miała miejsce w Brugii. Byłam wtedy właśnie na Podkarpaciu, gdy mój ukochany wysłał mi wiadomość, że chce jechać do Brugii.
Godzinę później mieliśmy bilety do Brukselii.
Co mogę powiedzieć? Potwierdzam! Brugia jest przepiękny miastem, po którym spacery są nieskrywaną przyjemnością. Niestety jest to miasto bardzo turystyczne i choć byliśmy w nim pod koniec września – pogoda trafiła nam się jak z bajki – to ciągle były tłumy ludzi. Nie wspominając o tym, że trzy dni w Brugii kosztowały nas tyle co tydzień w Andaluzji.
Zresztą o Brugii na blogu jest już artykuł. Przeczytacie go tutaj.
I trochę… Punkt 3 – zrobić Koronę gór Polski
Postanowiliśmy, że robimy koronę gór Polski. I jak postanowiliśmy, tak robimy!
Kupiliśmy Korci książeczkę PTTK i w wolne słoneczne weekendy jeździliśmy w polskie góry, by razem z młodą zdobywać najwyższe szczyty poszczególnych pasm górskich. Temat jest o tyle rewelacyjny, że odwiedzamy miejsca, do których inaczej byśmy nie trafili. Przy okazji zwiedzamy oczywiście okolicę.
I tak po roku mamy zrobionych 5 z 28 szczytów. Po kolei weszliśmy na: Ślężę, Skopiec (Góry Kaczawskie), Kłodzką Górę (Góry Bardzkie), Kowadło (Góry Złote) i Rudawiec (Góry Bialskie) – te dwa ostatnie są tak blisko, że można je zaliczyć w czasie jednego spaceru.
Oczywiście mamy zaliczonych o wiele więcej szczytów bez Korci (ja 12), ale hej – w poprzednim singielskim życiu się nie liczy. 😉
Jakie plany na drugi rok trzydziestki?
Pierwszy rok podsumował się sam – był nad wyraz aktywny. Nie spodziewałam się, że wyrobię 200% normy.
W drugim mam nadzieję nie zwalniać. Wszystko wskazuje na to, że już za miesiąc zaliczę punkt 28 – pustynię w Omanie. Planuję też koniecznie wejść na Babią Górę i zrobić kilka kolejnych szczytów z Korony gór Polski.
Co ponadto? Planów na razie nie mamy. Może się uda pojechać na weekend do Pragi? Może spontanicznie kupię tani bilet do Londynu i pojedziemy do Oxfordu? Nie mam pojęcia. Wszak rok dopiero się zaczął. 🙂
Wszystkiego najlepszego mi. 😉
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂
Sleepinsopo2
8 kwietnia, 2019Muszę przyznać że marzenia masz znakomite a zdjęcia z miejsc są genialne.
Rutinario
28 lutego, 2019Ostatnio znalazłam swoich 125 postanowień sprzed 2 lat. Totalnie o nich zapomniałam. Jaka radość mnie wzięła jak się okazało, że ponad 50 mogę odhaczonych, a kolejnych kilka już jest w realizacji lub zaplanowanych.
Lepsze niż znalezienie pieniędzy w kurtce zimowej po sezonie letnim 😉