Pomorze Środkowe zawsze mnie bardzo kusiło, dzikość Słowińskiego Parku Narodowego i przyległości wzrusza w swojej pierwotności, małej ilości dróg samochodowych, a wielu opcji pieszo-rowerowych. Idąc wybrzeżem województwa pomorskiego trafiamy do wielu fascynujących miejsc. Zafundowaliśmy sobie przydługi spacer z Ustki do Rowów, ale nie czerwonym szlakiem tuż przy plaży, tylko odcinkiem Eurovelo R10, trasy biegnącej na około Bałtyku. W tej części leci ona w większości po starym nasypie kolejowym i nosi nazwę Szlak Zwiniętych Torów.
Zobacz też: Mierzeja Wiślana dla dzieci we wrześniu
Szlak Zwiniętych Torów Ustka – Rowy
By przemierzyć ten odcinek samochodem trzeba się oddalić solidnie od wybrzeża, tu na szczęście natura zwyciężyła i ludzie to uszanowali. Pieszo można przejść tzw. Szlakiem Świętego Jakuba, jednak wiedzie on przez wydmy, a to wiadomo – piach i pofalowany teren. Mogłabym się z dziećmi turlać, ale nasz wózkowy tabor to uniemożliwił. Więc wybraliśmy opcję dłuższą, omijającą ruchome piaski, ale bardziej pewną. Choć i ona okazała się z niespodziankami.
Co to jest Szlak Zwiniętych Torów.
Pomorze Środkowe było przez wiele wiele lat ziemiami pruskimi. Znakomita infrastruktura, chałupy wiejskie wieloizbowe, mosty kamienne zamiast drewnianych. Kolej również była szalenie rozwinięta. Można by więc dojechać pociągiem przynajmniej do Łeby, wielka szkoda, że armia radziecka podjęła się trudu rozbiórki torów, ale dobrze, że chociaż nasypy zostawili. Poprowadzony szlak do Rowów jest bardzo zróżnicowany krajobrazowo. Wyobrażam sobie, że podróżując rowerem można sobie odbijać na plaże w Orzechowie, czy Poddąbiu, ale idąc pieszo 20 km z czteroipółlatkiem i półtoraroczniaczką liczy się każdy krok.
Najpierw sosnowy las, wychodziliśmy z Ustki ulicą Wczasową, mieszkaliśmy w Hotelu Grand Lubicz. Chwila moment i odbiliśmy na leśną piękną drogę. Za chwilę weszliśmy na Szlak Zwiniętych Torów. Po nasypie jechało się idealnie. Stereotypowa precyzja i solidne wykonanie Niemców i tu się sprawdziło. Otaczały nas bagniska i podmokłe zapowiedzi Słowińskiego Parku Narodowego, ale my szliśmy suchą stopą. Do czasu. Las zamienił się w pole, a jak przestrzenie, to wiosną może dokuczyć wooooda. No i co parę kilometrów natrafialiśmy na błotne wyspy. O tej porze roku to normalne, ale ta wiosna trochę nas zaskoczyła. Jeszcze miesiąc wcześniej maszerowaliśmy po oblodzonej plaży Mierzei Wiślanej, a tu w krótkich rękawkach przyprawiamy się przez torfowiska. Przyroda.
W miejscowości Machowinko odbiliśmy na asfaltówkę, by po chwili wejść w bajeczny las. Mega zróżnicowany, usłany liśćmi, po chwili sosnowy. Tu Sania wypatrzył pierwszego w życiu węża na wolności. A przy wyjściu spotkaliśmy ogromniaste stado ropuch. Z Dębiny zboczyliśmy ze ścieżki i szliśmy chodnikiem wzdłuż drogi. Szukaliśmy otwartego sklepu, byliśmy zmęczeni, kolejna porcja błota by nas pokonała.
Doszliśmy do hotelu Columbus w Rowach po 15, choć Sania padał z nóg, to o całym zmęczeniu zapomniał gdy zobaczył plac zabaw przy hotelu. Więc kolejne godziny spędziliśmy na zabawie.
Szlak Zwiniętych Torów to super opcja na rowery, ale też na spacer dla wytrwałych, w jedną stronę (gdy np. może Was ktoś odebrać). Okolice Bałtyku wiosną są przepiękne, powietrze zachwyca.
Wybrzeżem województwa pomorskiego idziemy we współpracy z PROT. Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca rodzina.
Zobacz też: Pomorze Środkowe: 8 miejsc na fajne wycieczki.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?