Pomniki w Warszawie liczy się w dziesiątkach. Razem jest ich około stu. Większość z nich to martyrologiczne upamiętnienie tragicznej historii miasta i narodu, a w planach, jak wiadomo są kolejne. Choć historią się interesuję i na blogu o smutnych miejscach piszę, to tym razem, jako że atmosfera radosna, a Lubelszczyzna się toczy, będzie nie o Żydach czy Powstańcach, tylko o pisarzach. W Śródmieściu niedaleko siebie stoją cztery pomniki wieszczów – sławnych naszych literatów. Wszyscy ich znają, pytanie tylko, czy ktoś wie o nich coś więcej niż tytuł najbardziej znanego dzieła lub dwóch?
Cztery pomniki w Warszawie. Wielcy wieszcze literatury
Pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu
Wieszcz nad wieszczami, wiadomo. Przejeżdżałam na rowerze obok niego codziennie. Czasem po parę razy. Stoi na Krakowskim Przedmieściu, przy kościele seminaryjnym, na przeciwko wlotu do ul. Trębackiej. Stoi tak i patrzy od 24 grudnia 1898r., ustawiony w setną rocznicę urodzin poety. Statua obmyślona przez Cypriana Godebskiego, a otoczenie zaprojektowane przez Józefa Piusa Dziekońskiego i Władysława Marconiego. (Marconi się przewija przez projekty około warszawskie szalenie często). No i jednak martyrologia mnie dogoniła. Pomnik w 1942r. został wywieziony do Rzeszy, a po wojnie odnaleziony we fragmentach w Hamburgu. Kopię wykonał Jan Szczepkowski. Był to trzeci odbudowany pomnik w Warszawie (odsłonięty w 1950r. przez towarzysza Bieruta).
A co z samym Adamem? Pamiętam tą postać dokładnie ze szkoły. Pierwsze poznanie. Podstawówka nr 310 na warszawskim Ursynowie, zimowy ciemny poranek, zapalone jarzeniówki nad głowami psychodelicznie migoczą. My czytamy „Świteziankę”. Może gdybym wtedy napiła się kawy, ale zaczęłam pić 4 lata później. Mickiewicza polubiłam dopiero w liceum, gdy podczas warsztatów w Teatrze Witkacego w Zakopanem graliśmy „Romantyczność”. Parę lat później wpadła mi ręce książka Rymkiewicza „Żmut”, której tematem są miłości Wieszcza. I nie jest to żadna metafora, tylko spis panien za którymi się uganiał w swoim życiu. 300 stron ma! W pierwszą podróż na Krym wzięłam Sonety i przepadłam zupełnie. Dobrze się je czyta zarówno w pociągu, jak i oglądając wschód słońca po zimnej nocy na Czatyrdahu.
Pomnik Bolesława Prusa na Krakowskim Przedmieściu
Także Krakowskie Przemieście, tym razem przy rogu z ul. Karową. Trochę schowany w krzakach. Bolesław Prus żył w Warszawie, nawet w jakiejś książce przeczytałam kiedyś, że chadzał do pracy w redakcji ulicą, która już nie istnieje, ale była w pobliżu. Granitową statuę ustawiono w 1977r. W ostatnich latach zwolennicy byli tacy, którzy chcieli go przenosić, by prestiżowe miejsce wykorzystać na umiejscowienie pomnika katastrofy smoleńskiej. Szczęśliwie jednak Bolesław zostaje gdzie był.
Jak uczono już w szkole BP to właściwie Aleksander Głowacki. Każda nowa rzecz, której o nim się dowiaduję jest super. Kronikarz Warszawy, propagator turystyki rowerowej i pieszej, pierwszy z polskich pisarz używał maszyny do pisania, robił zdjęcia kodakiem. Gdy miał trzy lata umarła jego matka, a on ciągle zmieniał opiekunów, szkoły i tym samym miejsca zamieszkania. I tak przewędrował przez Hrubieszów, Puławy, Lublin, Siedlce, Kielce. Gdy miał 16 lat wziął udział w Powstaniu Styczniowym. W 1864r. w „Kurierze Niedzielnym” ukazał się jego pierwszy wiersz „Do Pegaza” podpisany pseudonimem Jan w Oleju (!). Studiował w Warszawie. Próbował się w różnych cechach, pracował jako fotograf, uliczny mówca, ślusarz, tłumacz. W końcu spróbował sił jako dziennikarz i tak już zostało. Choć sławę zdobył jako powieściopisarz. Każdy zna dzieła: „Anielkę”, „Lalkę”, „Faraona”, „Placówkę”.
Pomnik Marii Konopnickiej w Ogrodzie Saskim.
Pomnik jedynej kobiety w zestawieniu znajduje się w Ogrodzie Saskim w pobliżu alejki odchodzącej od kościoła św. Antoniego Padewskiego. Odsłonięty w 1966r. Niezbyt wielkiego kunsztu (wygrał nawet konkurs na najbrzydszy pomnik stolicy).
Konopnicka to niby tylko „Rota” i „Krasnoludki”, ale jakże jednak więcej. Dla mnie przede wszystkim była feministką, choć w jej czasem pewnie by powiedzieli emancypantką. Gdy odchowała szóstkę dzieci porzuciła męża i do kresu swych dni mieszkała z kobietą. Jedni utrzymują, że była to przyjaźń, inni że miłość. Na pewno wyprzedzała swoje czasy.
Pomnik Juliusza Słowackiego na Placu Bankowym
Najgorzej to się umówić na Placu Bankowym w Warszawie pod pomnikiem. Wtedy zaczyna się zwracać uwagę no to, kto na nim jest, nawet jak się samemu jest ignorantem. Ten na środku placu to Słowacki (ten po błękitnym to Starzyński). JS jest wciśnięty między pętlę autobusową, a parking, dobrze że stoi na wysokim cokole, bo robiłby sztuczny tłum przy przejściu dla pieszych. Monument ustawiono w 2001r., na miejscu po statule Feliksa Dzierżyńskiego. Figurę odlano w brązie na podstawie modelu przygotowanego w 1932r. dla Lwowa, nigdy nie zrealizowanego.
Słowacki w życiu robił wiele ciekawych rzeczy, które go inspirowały do dobrego pisania. Był trochę masonem i bardzo mistykiem. Ja najbardziej lubię, że przeszedł kawał Szwajcarii pieszo, po czym napisał „W Szwajcarii”. Nigdy się nie ożenił, wielokrotnie nieszczęśliwie się zakochiwał, kaska płynęła od mamy, a wieszcz inwestował ją na giełdzie w Paryżu (gdzie ten romantyzm?). Po śmierci został pochowany na Montmartre, na setne urodziny postawiono sprowadzić go do katedry wawelskiej. Kardynał Jan Puzyna odmówił jednak, by masonomistyk spoczywał w świętym miejscu (czemu dzisiejsi kardynałowie nie mają tyle asertywności?). Słowacki trafił do Polski dopiero w 1927r. na polecenie Marszałka. Była to długa pielgrzymka. Szczątki przypłynęły statkiem „Mickiewicz”, przez Gdańsk na Wisłę i stąd krótkimi odcinkami dawały się czcić miejscowej ludności. Pokłony składano w Grudziądzu, Toruniu, Płocku i Modlinie). Przystanek w Warszawie (nocleg w katedrze św. Jana) i potem do Krakowa, na Wawel. Sam Piłsudski pożegnał go słowami: „W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, bo królom był równy”. Ładnie, prawda?
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?