Wydawnictwo Zakamarki uwielbiamy za pełną listę szwedzkich książek bardziej i mniej znanych. Za wspaniałą kreskę, na którą mama z dobrym gustem patrzy bez zażenowania. I tym razem jest podobnie. Kiedy w małe rączki Idy wpadła całkiem spora publikacja “Ależ, Bolusiu!”, od razu zabrała się za lekturę. Dosłownie. I właśnie teraz z etapu “wywalę wszystkie książki za podłogę” nasza córka rozpoczęła przygodę z wysiedzeniem przy czytaniu. Bardzo to cieszy.
Zobacz też: Chciałam wybrać najlepsze książki dla dwulatka. No to wybrałam… 50!
Ależ, Bolusiu!
To jedna z serii książeczek o niesfornym prosiaczku, który ma swoje zdanie na wszystko. Nie wiem co rozczuliło mnie bardziej, czy dramatyzm wyprowadzki z powodu niechęci do mycia, czy spokój i ostoja łagodności mamy, która nawet nie zauważyła, że syn przeżył przygodę życia. Przypomniało mi się moje bezkloszowe dzieciństwo. Całymi dniami mogłam z braćmi robić wszystko co nam tylko przyszło do głowy. Umawialiśmy się na to, że świat jakiś jest, nie było w nim dorosłych, którzy brali wszystko dosłownie.
“Ależ, Bolusiu!” to dla mnie powrót do dobrego czasu. Podoba mi się też rytm książki, tekst aż się prosi o żywe artykułowanie, przy których Ida zrywa boki. Z ciekawością i uśmiechem patrzy się moją mimikę.
Boluś spodobał się też Sani, który generalnie jest dość łatwym książkowo dzieckiem. Gdy miał trzy tygodnie zasypiał przy raportach energetycznych czytanych przez Podróżującego Tatę. Książka jest dla niego najwyższą wartością, i choć już dawno wszedł w pełnometrażowe długości (mamy za sobą wszystkie części Muminków, właściwie całą Astrid Lindgren, Baltazara Gąbkę), to widzę, że z przyjemnością wraca do lektur przeznaczonych dla młodszych dzieci. Skrupulatnie ogląda obrazki, wyłapuje szczegóły, opowiada o nich, a w “Ależ, Bolusiu!” kreska naprawdę jest przyjemna.
Sania mówi, że Boluś ma uwaga uwaga: “wspaniale wypowiedziane emocje na twarzy”. Radość, strach, zdziwienie, pośpiech, smutek, ulga. Książeczka jest krótka. Parę stron, po jednym-dwa zdania na stronie.
“Ależ, Bolusiu!” to książka wydana przez wydawnictwo Zakamarki. Autorzy: Barbro Lindgren, Olof Landstrom. Przełożyła ze szwedzkiego Katarzyna Skalska (ona tłumaczy serio świetne książki). W serii są jeszcze dwie części przygód Bolusia: “Ładnie, Bolusiu!” i “Chrum, chrum, Bolusiu!”.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Lubicie czytać dzieciom? Na blogu jest lista dobrych lektur dla dwulatka, trzylatka. Zapraszamy!
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?