Lubię cmentarze. Jest na nich cisza, spokój, można spacerować, pomyśleć, usiąść, być przez chwilę smutnym i nie musieć z tej okazji odpowiadać na żadne pytania. Lubię też Żydów. Od zawsze, a od nie dawna wiem, że moja praprababka nazywała się Salomea Cyferblat. Jej grobu nigdy nie znajdę, bo w Nowym Mieście nad Pilicą, gdzie prawdopodobnie została pochowana, na miejscu cmentarza żydowskiego zorganizowano targowisko. Jest to dla mnie pewnego rodzaju pretekst, by odwiedzać te miejsca spoczynku, które się uchowały. Pewnego dnia dotarłam na cmentarz żydowski w Karczewie przy ul. Otwockiej.
Cmentarz żydowski w Karczewie.
Wielka piaszczysta wydma ogrodzona jest płotem. Furtka wejściowa jest zamknięta na klucz. Płot jest niski, przeskakujemy go. Nie ma żadnego porządku, ani organizacji, to żywy pomnik śmierci. (Nazywam go żywym, bo piaski są ruchome, przewiewa je wiatr, przekopują okoliczne psy).
Nagrobki powtykane w ziemię są zniszczone, nadłamane, niektóre okadzone sadzą. Mimo to wszystko wygląda pięknie.
A jak do tej smutnej „pięknoty” doszło?
Pierwsi Żydzi osiedlili się w Karczewie w XVIII wieku, na początku XIX wieku stanowili 1/3 społeczności (971 do 393). W połowie XIX wieku była synagoga, szkoła, szpital i mykwa. Po żadnym z tych budynków nie ma już śladu.
Podczas II wojny światowej w Karczewie naziści utworzyli getto, w którym trzymani byli okoliczni Żydzi. Funkcjonował tu obóz pracy należący do niemieckiej firmy Specht. W styczniu 1941r. część została wywieziona do Warszawy, pozostali zostali zabici na miejscu.
Cmentarz przy ul. Otwockiej ma powierzchnię 1,86 hektara. Podczas II wojny Niemcy dokonywali tu egzekucji. Wiele macew wykorzystano do regulowania koryta brzegów rzek. Po wojnie cmentarzem zajmował się dozorca o nazwisku Domański. Po jego śmierci z cmentarza wynoszone były macewy, wykopywano piasek, dniem bawiły się dzieci, nocą urządzano libacje. Na tym cmentarzu Tomasz Tomaszewski wykonał (nagrodzone przez National Geographic) zdjęcie psa z ludzką kością.
W 2002r. kirkut został uporządkowany i ogrodzony. Furtka jest zamknięta, ale płotek jest niski. Klucze znajdują się w Warszawie. My wybraliśmy skok przez płot.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Jeśli interesują Cię tematy żydowskie, to może zerkniesz na tekst o żydowskim Kazimierzu nad Wisłą.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?