Kiedy Nick z Bolonii spytał mnie, co chcę zobaczyć w Emilii Romanii, nie wahałam się długo. Apeniny – krzyknęłam niemal od razu. Bolonię znam na pamięć, Modenę, Ferrarę, Rawenę, czyli miasta UNESCO, przeszłam na wszelkie sposoby, a południowe rejony prowincji, góry graniczące z Toskanią, ciągle pozostawały dzikie, nieznane i tak pięknie górzyste. Alwernia i klasztor św. Franciszka i treking po Apeninach były zupełną tajemnicą.
Z samego rana zjedliśmy z Margheritą i Nickiem włoskie wiejskie śniadanie, po czym z naszym pilotem Riccardem z Trekking Italy przejechaliśmy granicę z Toskanią i skierowaliśmy auto do leżącej w Apeninach Toskańskich Alwerni (La Verny). Miejsca, którego nigdy nie przyszłoby mi do głowy odwiedzić, ale zaufałam znawcom regionu. Dołączył do nas przewodnik i wszyscy razem wyszliśmy na szlak wokół góry Alwerni.
Szlak tego dnia był pusty. Temperatura w sam raz na górskie wędrówki. Otaczał nas spokojny las, a my żywo zaprzyjaźnialiśmy się ze sobą, jak to zwykle na szlaku bywa. Gdzieniegdzie na drzewach wisiały krzyże i święte obrazki. Słoneczne blaski przedostawały się przez gęste liście, tworząc na ziemi znakomitą grę światła, tak delikatną jednak, że mchy ochoczo zarastały porzucone tu przez wszechświat kamienie, zamieniając je w formy zbliżone do domków hobbitów.
Tu i ówdzie znajdowała się jaskinia, a w niej panował przyjemny chłód. Aparat cykający zdjęcia zwariował i na stworzonych przez siebie obrazach rysował smugi światła, które nijak nie pasowały do tego, co nazywamy rzeczywistością. Coś magicznego było w tym miejscu. Podobno boskiego.
Apeniny, albo magia świata gór
Każda góra ma historię. Czy to tę młodszą, związaną z chowającymi się po okolicy partyzantami, czy starszą – ze świętymi. Często górujący nad okolicą olbrzym od tysiącleci był otaczany czcią i mitycznymi opowieściami. Góry to tereny nieokiełznane, odosobnione, wybierane przez ludzi, którzy się na coś nie zgodzili. Coś postanawiają zmienić. Czasem jest to odskocznia na kilka godzin, czasem na wiele lat.
Góry zawsze odwiedzam z ich kulturowym tłem. Lubię czytać górskie legendy, słuchać miejscowych opowieści. Lubię romantyczne i młodopolskie upodobania poetów i malarzy. Sama marzę o domu w górach i wyobrażam sobie biurko, przy którym napiszę powieść, a które będzie ustawione prosto na okno z widokiem.
Alwernia w Toskańskich Apeninach, przez Włochów nazywana La Verna (1128 m), posiada historii całą moc.
Zainteresowały Cię Apeniny? Przeczytaj też jak wędrowałam po nich jesienią. Klik!
Z życia św. Franciszka
To był XIII wiek. Nad okolicznymi ziemiami panował wówczas książę Orlando di Chiusi della Verna. Do swojego zamku San Leo postanowił zaprosić Franciszka z Asyżu, mnicha o którym wielokrotnie już słyszał. Zachwycony naukami swojego gościa, podarował mu górę Alwernia, gdzie przyszły święty mógł rozmawiać z Bogiem.
Spacerując po czerwonym szlaku odwiedzaliśmy lasy takie, jakimi zastał je Franciszek. Jaskinie, drzewa, ślady dzikich zwierząt i wspaniała cisza. Szliśmy jego śladami. Zaglądaliśmy do grot, w których się modlił. Przebywał tu kilkukrotnie – czasem sam, czasem w towarzystwie innych mnichów. Sypiał pod gołym niebem, gdy padało, chował się do jaskiń. Żywił się owocami leśnymi i spływającą po zboczach wodą.
To było prawdopodobnie 14 września 1224 roku. Mówią, że wtedy zdarzył się cud. Przebywający na szczycie góry Franciszek doznał nawiedzenia. Gdy ocknął się, dłonie i stopy miał przebite gwoździami, a bok otwarty. Dziś święte miejsce otacza franciszkański konwent.
Szukasz noclegu w okolicy La Verny? Kliknij! Może coś znajdziesz
Treking po świętej górze Apeninów
Nasz przewodnik nie jest religijny. On który kocha góry i dlatego o nich oprowadza. Przypadek sprawił, że oprowadza też po Alwerni – wszak jest na jego terenie. Spytałam go, jak się czuje opowiadając historie Franciszka i jednocześnie w nie nie wierząc.
-Franciszek tu przebywał. To jest pewne. Nie wierzę, że zmienił węża w jagnię, ale czyż to nie jest tylko przypowieść? Czy nie chodziło o to, że zmienił złoczyńcę w prawego człowieka? Nie wierzę też w stygmaty, ale mówię „biografowie podają…”.
Wierzę jednak, że ta góra ma moc i nie bez przyczyny została wybrana na miejsce medytacji. Uwielbiam tu spacerować i zawsze dostaję tu energetycznego kopa. Zdarzyło mi się nawet zostać tu na noc. Zobaczycie, co wam się stanie ze zdjęciami. Mogę się założyć, że każde z was uświadomi sobie, że uchwyciliście magię.
Czerwony szlak prowadził nas przez las, potem przez łąki z widokiem na pobliskie szczyty, aż w końcu dotarliśmy do polany, z której zobaczyliśmy konwent na skale, szybko okrzyknięty przez nas małą meteorą. Stąd już tylko kilkanaście minut zajęła nam trasa w górę do sanktuarium, gdzie w tutejszej jadalni czekał na nas prosty obiad.
Sanktuarium św. Franciszka i… tłumy
Niespodziewanie po wejściu na teren sanktuarium uderzył w nas mały turystyczny tłumek. Przez cały czas na szlaku byliśmy jedyni. Przewodnik tłumaczył nam, jak istotne jest by zwiedzanie Alwerni łączyć z trekingiem po górze, ponieważ cały rezerwat jest sanktuarium, a nie tylko umieszczona na szczycie góry świątynia. Widać niewielu o tym wie. Na miejscu była włoska kolonia dzieciaków, amerykańska kościelna wycieczka i kilkunastu rowerzystów, dla których jest to świetny przystanek i atrakcja na szlaku. Okazuje się, że Alwernia, która nie jest nawet na liście top 50 atrakcji Włoch, nie jest miejscem zupełnie opuszczonym. Można tu zjeść, napić się kawy, kupić wyrabiane na miejscu produkty, a nawet zostać na kilka nocy.
I nie powinno to dziwić. Nie wiem czy św. Franciszek nie jest najważniejszym świętym Włoch. Na pewno wiem, że sanktuarium na Alwerni jest architektonicznym cackiem. Kilkanaście budynków, kilka kaplic, uliczki w których udało mi się nawet pogubić. Znakomity korytarz stygmatów z wymalowaną historią życia św. Franciszka. Błądziłam po konwencie z przyjemnością.
Wrażenie robią dzieła rodziny Della Robbiów – znakomite płaskorzeźby z ceramiki. Nie wiem czy wiecie, studiowałam przez moment historię sztuki, czuję się więc lekko związana z tematem, a przede wszystkim – zainteresowana nim. Ceramiczne rzeźby to nie to, z czym spotykam się w kościołach na co dzień. Jakoś sprawiały, że miejsce wydało się przez nie unikatowe.
Grota stygmatów – święte miejsce Alwerni
Zwieńczeniem zwiedzania było zejście do jaskini, w której św. Franciszek nocował i w której miał doznać nawiedzenia i otrzymać stygmaty. Z biegiem czasu zabawne wydaje mi się, że będąc tam o stygmatach nie wiedziałam. Nie wiem czy przewodnik mi o nich nie powiedział czy może ja czegoś nie dosłyszałam – wiedziałam, że prosta kaplica w grocie jest najważniejszym miejscem na górze, ale nie wiedziałam czemu.
Robi wrażenie nieziemskie. O ścianę jaskini stoi oparty prosty krzyż. Na ścianach zostało wyskrobanych krzyży tysiące. Jeśli znalazłabym takie miejsce w lesie, szczerze bym się przeraziła, że złożą mnie w nim w ofierze. Wyniosłości nadawało mu tylko to, że pieczę sprawuje nad nim stary i poważany zakon franciszkanów.
Alwernia, lub używając włoskiej nazwy La Verna, jest miejscem znakomitym. Totalnie poza szlakiem, totalnie niespodziewana. Wybierając się tam łączycie doznania mistyczne, kulturowe i turystykę aktywną – pieszą lub rowerową. Koniecznie koniecznie nie ograniczajcie się do sanktuarium, zwłaszcza, że najpiękniejszy widok na nie jest ze szlaku.
Być może zainteresuje was też:
Za wycieczkę dziękuję BlogVille i firmie Trekking Italy. Możecie z nimi zwiedzić La Vernę przy okazji tygodniowej wycieczki „Walking in hidden Tuscany”. Takie odkrycia to ja lubię! A jeśli jedziecie do Włoch, a zwłaszcza do Emilii Romanii, to zerknijcie na spis tekstów, które napisałam o tym kraju. Znajdziecie tam masę przydatnych artykułów! Dołączcie do mnie też na Facebooku, gdzie ze sobą rozmawiamy, pokazujemy sobie zdjęcia i motywujemy się do podróży.
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂