Chcę wam pokazać Florencję.
Obiecuję wam, że takiej nie znacie. Obiecuję, że nie chodziliście tymi uliczkami, nie zwiedzaliście tych kościołów, nie zatrzymywaliście się w tych hotelach. Ba, nawet nie przyszło wam do głowy, że Florencja może TAK wyglądać.
W styczniu zeszłego roku Włochy przeżyły wstrząs. Dotychczasowy ład, który dzielił państwo na regiony, prowincje i komuny (comune) został zachwiany. Pojawiły się nowe stanowiska w urzędach, a nawet nowe urzędy. Nowi szefowie, nowe placówki, nowe organizmy zajmujące się ekonomią, turystyką, transportem.
Pojawiła się città metropolitana, czyli metropolia.
[wp_geo_map]
Oczywiście nie znaczy to, że od teraz miasta się rozrosły i Rzym, Palermo, Bari, Neapol, Bolonia czy właśnie Florencja z dnia na dzień rozbudowały swoje przedmieścia i mogą dorównywać Stambułowi czy Moskwie. Dla przeciętnego Gianniego ta zmiana jest na papierze, a dla turysty… jest po prostu niewidoczna.
Więc żebyśmy ją jednak jakoś zobaczyli, chcę wam pokazać metropolię Florencji, a raczej park narodowy Casentino, który nagle został uznany za miasto.
Toskania – Życie w lesie
Jedziemy samochodem coraz bardziej pod górkę. W miasteczku San Godenzo skręcamy z głównej drogi prosto w las. Po kilku wyboistych kilometrach zatrzymujemy auto i wchodzimy na teren farmy. Przed nami jeszcze jakiś kilometr marszu.
W oddali widzimy jak farmer z trzema dorodnymi psami przegania kozy. Zbliża się wieczór, słońce przepięknie oświetla okolicę. Powietrze jest z tych górskich, które od razu sprawia, że czujesz się zdrowszy. Pukamy do domu i niemal natychmiast wybiega z niego mały chłopiec z jamnikiem. Chwilę później wychodzi Elisa. Prowadzi nas do pokoju, który przez następne trzy dni będzie naszym domem.
Z uniwersytetu do lasu
Elisa i Paolo poznali się na uniwersytecie w Reggio Emilia, jakieś 50 km od Bolonii. Uczennica zakochała się w swoim wykładowcy i już wkrótce założyli rodzinę. Więcej, dwoje ludzi z miasta postanowiło je rzucić i wyjechać… nawet nie na wieś – do centrum apenińskiego lasu. Założyli Eremo dei Toschi – farmę w parku narodowym.
Dziś mają kilkadziesiąt kóz, krowy i konie, a do tego 4 psy i koty. Ich główne zajęcie to rolnictwo. Zajmują się produkcją sera, sprzedają mięso. Mają też kilka pokoi, które wynajmują turystom na Airbnb (zniżka do odebrania tutaj), a także tym, którzy spacerują po tutejszych szlakach (jesteśmy wszak w górach). Ich posiadłość znajduje się na dwóch ważnych szlakach długodystansowych: prowadzącą przez całe północne Apeniny Alta Via dei Parchi (ok. 500 km) i pielgrzymkowy szlak il sentiero delle Foreste Sacre, który przez 90 kilometrów prowadzi nas po górskich szlakach św. Franciszka.
Z podziwem patrzyłam na codzienność tych dwoje. San Godenzo, czyli najbliższe miasteczko, a co za tym idzie najbliższy sklep, apteka, lekarz i szkoła są oddalone o ok. 15 km. Ciuchy ostatni raz kupowali prawdopodobnie jakieś 5 lat temu. W ogóle w miejscu takim jak to, pieniądze zdają się być niepotrzebnym wymysłem. Solary dzielnie produkują energię potrzebną do zarządzania farmą. Żywność pochodzi z własnej – olbrzymiej zresztą – farmy. Restauracji, kawiarń, kiosków, gdzie można by wydawać pieniądze na codzienne głupoty po prostu nie ma.
Spytałam Elisę czy wychowywali się na wsi. Czy ich rodzice byli rolnikami czy znali to życie już wcześniej.
Odpowiedziała, że dziadek jej męża miał krowy. A oni. Oni rolnictwo studiowali i tam, na uniwersytecie, się poznali. Połączyła ich pasja, która z ich życiem codziennym dawniej nie miała dużo wspólnego. Dziś to ich całe życie.
Święty las Casentino
Eremo dei Toschi, znany też jako Eremo di Santa Maria, ma jeszcze jedną historię, dużo starszą niż tych dwoje. Elisa i Paolo zamieszkali bowiem w… plebanii.
Słowo eremo znaczy pustelnię (w polskim mamy słowo erem, którego szczerze powiedziawszy nie znałam). Na terenie ich gospodarstwa znajduje się niewielki kościół, który do tej pory jest wykorzystywany do celów liturgicznych przy okazji świąt czy ślubów. Dla lokalnej społeczności jest ważnym miejscem, do którego przybywa się przy okazji lokalnych uroczystości.
Nic dziwnego, wszak jesteśmy w świętym lesie.
Casentino, a dokładnie Parco Nazionale Foreste Casentinesi Nibte Falterona e Campigna to park narodowy zajmujący teren północno-wschodnich Apenin. Znajduje się na pograniczu Toskanii i Emilii Romanii. Jest jednych z najcenniejszych i najlepiej zachowanych lasów Europy. To taka okolica, w której zakocha się każdy biolog czy leśnik. Tu w czasie spacerów po szlaku przechodzi ci przez drogę rodzina dzików. Gdzie znajdziesz tysiąc gatunków roślin (i 50 gatunków drzew) 20 gatunków ssaków i kilkaset gatunków innych zwierząt. Tu między innymi znajduje się największa populacja wilków w północnych Apeninach.
No tak, ale ja biologiem czy leśnikiem nie jestem.
Śmieję się często, że uwielbiam góry, ale mogliby powycinać te lasy, by był widok. Oczywiście jest to żart okrutny i będę pierwszą, która będzie protestowała przeciwko wycince, ale prawda jest taka, że chodzenie po lesie owszem lubię, ale tylko lubię. Trochę wychowałam się w lesie. Z mojego bloku było do niego 1 km. Jakieś 15-20 minut. Łaziłam tam kilka razy w tygodniu na spacery z psem, a potem na częste randki. W lesie po raz pierwszy się całowałam!
Ale właśnie – dla mnie to tylko last. Ja biologiem nie jestem. Jestem polonistką i antropolożką kultury. Mnie w Casentino interesują zupełnie inne rzeczy.
A Casentino jest bardzo ważne dla kultury europejskiej. To w Casentino przebywał św. Franciszek. Przebywał tu miesiącami, sypiał w tutejszych grotach, jadał jagody. Tutaj też doznał objawienia i obudził się ze stygmatami. To właśnie na jego cześć utworzono szlak il sentiero delle Foreste Sacre, który prowadzi po śladach świętego aż do jego klasztoru w Alwerni (La Verna). Na szlaku po drodze odwiedzamy inne kościoły i pustelnie, których tu co niemiara.
W Casentino w ogóle zdaje się, że świetność tych terenów miała miejsce kilkaset lat temu. Z Eremo dei Toschi wychodzimy na całodniowe trekkingi. Pierwszego dnia wędrujemy do San Benedetto i położonego w jego pobliżu wodospadu Acquacheta.
Przepiękny to jest wodospad. Wysoki, z cudownym miejscem na piknik i widokiem na pobliskie góry. Podobno w weekend jest przy nim trochę tłoczno – my spotkaliśmy tylko grupę niemieckich turystek.
Tutaj bywał Dante. O Acquachecie nawet napisał w Boskiej Komedii:
Ja szedłem za nim, wtem — o dziwo nowe! Tak blisko łoskot zagłuszył nas wody, Rzeka Że szumem naszą przerywał rozmowę. Jak z własnym ujściem zapieniona rzeka.. Na wschód od Wizo do morza przecieka, Z gór Apeninu, zwana Acquacheta, Nim zstąpi w głębsze na dolinach łoże; Przy Forli traci to imię, a potem, Jak z gór kaskada spadając z łoskotem, Grzmi wód hałasem przy San Benedetto, Gdzie z tysiąc ludzi pomieścić się może: Z takim łoskotem ze stromej skał ściany, Staczał się strumień krwią zafarbowany, Ażem ogłuchnął na oboje ucho.
Jak widać Boska Komedia była i zawsze będzie najlepszym przewodnikiem po Toskanii.
Wycieczka na szczyty Apenin
Ostatniego dnia pobytu w Eremo idziemy na szczyty. Najwyższa góra w parku to Monte Falterona. Siedząc na szczycie i zmagając się z wiatrem nie sądziłam wtedy jeszcze, że po 3 miesiącach wrócę do parku. Wracam już jutro, by w też już mi dobrze znanej, Alwerni rozpocząć szlak świętego Franciszka. Idę w kierunku Asyżu. Relacja już na blogu!
I co? Lubicie taką Florencję?
Wpis powstał we współpracy z Trekking Italy i parkiem narodowym Casentinesi. Emocje oczywiście moje. A jeśli lubicie podróżować po Włoszech, to zajrzyjcie na inne teksty o tym niezwykłym kraju. Na blogu jest ich ponad 100!
Dzięki za przeczytanie artykułu!
Mam na imię Agnieszka i od 8 lat prowadzę blog i opowiadam wam o świecie. Napisałam 4 przewodniki turystyczne i ponad 500 artykułów podróżniczych. Większość z nich przeczytacie na tym blogu. Zapraszam do dalszej lektury. Na górze macie menu, a tam wszystkie teksty 🙂