Wielu zadawało sobie pytanie, jak to jest możliwe, iż u wrót stolicy europejskiej kraju, w którym mieszka ponad 40 milionów obywateli uchował się park narodowy. O historii i specyfice terenu pisałam w tym tekście. Dziś chciałabym się skupić na ludzkim życiu w samej puszczy. Nie wielu się na to odważyło. Dziś wsie i miasteczka nieśmiało się zbliżają do linii drzew, jednak w historii znaleźli się tacy, którzy mieli odwagę, by próbować okiełznać ten trudny żywioł. Budnicy i Olendrzy, to dwie grupy osadników puszczańskich, którzy niczego się nie bali.
Budnicy i Olendrzy w Puszczy Kampinoskiej – fenomen osadniczy.
W 1596 roku przeniesiono stolicę z Krakowa do Warszawy. Wymusiło to prężny rozwój miasta i okolicy. Centrum ówczesnego handlu i transportu była Wisła, więc jej okolice należały do najbardziej strategicznych. Puszcza Kampinoska charakteryzuje się trzema niesprzyjającymi rolnictwu i życiu podłożami. Piaszczyste wydmy, grząskie łąki i gęste bagna. Znaleźli się tacy, dla których nie stanowiło to przeszkody. Budnicy i Olendrzy to dwie zupełnie odrębne grupy, które miały różne umiejętności (o których za chwilę), jednak połączyły je okoliczności – trafili do Kampinosu w XVII wieku, a kres ich historii położyły wydarzenia II wojny światowej.
Aż do połowy XVIII wieku wsie kampinoskie rozmieszczone były wyłącznie na peryferiach lasu. Jednak olbrzymi popyt na surowiec, zarówno na eksport, jak i zapotrzebowanie pobliskich Wysoczyzny Płockiej oraz Równiny Błońskiej spowodował konieczność wejścia i pracy wewnątrz puszczy. Zaczęły powstawać osiedla budników.
Mroczne okoliczności tych pierwszych.
Budnicy w skrócie trudnili się wyrębem lasu. Najbardziej znani byli Ci z Białowieży, ale nie tylko. W lichych chatkach, na podmokłych, nieprzyjaznych terenach organizowano osady – obozy. Po czym ruszała machina karczowania. W gronie ich ofiar znajdowały się dęby, klony, jesiony, wiązy i graby. To nie była tylko wycinka pod surowiec budowlany, ale również obróbka drewna. Budnicy przetwarzali polana na węgiel drzewny. Również smołę, potaż (potrzebny do produkcji m.in. mydła), czy terpentynę. (Otrzymuje się ją z żywicy drzew iglastych, wykorzystywana była w XVII do XIX w. do celów artystycznych i w medycynie).
Charakter pracy zwykle nakazywał budnikom częstej zmiany miejsca. Jednak w naszej puszczy udało im się osiągnąć pewną stateczność. Osiedla zorganizowane były na podwyższeniach – grondach. Gdy dziewiętnastowieczny świat poszedł do przodu, a ich praca powoli traciła na popularności, rozpoczęli uprawę ziem na wylesionych, często podmokłych polanach. Za wielką bezleśną dziurę w sercu puszczy odpowiadają właśnie oni. Założyli osady, które do dziś dotrwały jedynie w nazwach. Rybitwa, Wiersze, Nowe Budy, Nowa Dąbrowa, Cisowe. Gdy po II wojnie światowej podjęto decyzję o utworzeniu parku narodowego, dość szybko zaprzestano uprawy ziemi i wprowadzono mocne zaostrzenia w eksploatacji lasu. Oddano teren zwierzętom i naturze, by powoli wszystko wracało na pierwotne tory. Dziś już prawie nikt w puszczy nie żyje, bo życie tu jest ciężkie. Brak dobrych dróg, niemożność poruszania się samochodem, słaby dostęp do edukacji czy pracy. Opuszczona ziemie przechodzą na własność parku, nie można nimi handlować.
Olendrzy, czyli Mennonici na Mazowszu.
Olendrzy to trochę inna historia. Oni zajęli szeroki pas między Wisłą, a puszczą. Połacie szalenie żyznych ziem od zawsze kusiły potencjalnych osadników. Lecz niewielu umiało sobie poradzić z regularnymi i kłopotliwymi wylewami koleżanki Rzeki. Mennonici to pochodzący z Holandii osadnicy, doskonale radzący sobie z melioracją podmokłych terenów. Na Powiśle (również bardziej północne, w okolicy Torunia, czy na Żuławy) dotarli uciekając przed prześladowaniami religijnymi z rodzinnej Flandrii i Fryzji. Później dołączali do nich również Niemcy, ale zostali historycznie wrzuceni do jednego worka.
Mennonici zaliczani są do protestantów. Ich odrębność polegała na negowaniu hierarchów kościoła. Odmawianiu pełnienia służby wojskowej oraz urzędów, odrzucali przemoc, z sakramentów uznawali jedynie chrzest dorosłych (od 14 roku życia) i eucharystię.
W Polsce zostali zapamiętani, jako tworzący bardzo dobrze zorganizowane społeczności. Na czele stał sołtys we współpracy z samorządem i radnymi. Zamienili nieuprawiane ziemie i łąki w żyzne pola uprawne i bezpieczne pastwiska. Pola, łąki i sady na krajach zamykane były wierzbowymi opłotkami, który podczas powodzi zatrzymywały namuły, użyźniając pola. Domy wznoszono na sztucznie usypanych pagórkach, a część mieszkalna znajdowała się pod samym dachem. Nie mieli tu łatwego życia, bywało, iż fale powodzi docierały aż do granicy lasu. Olendrzy hodowali bydło, zdarzało się, iż transportowali je na wypas na łodziach (!)
Zobacz też: Wiączemin Polski i Skansen Osadnictwa Nadwiślańskiego
Trochę zostało.
Na północnych rubieżach Kampinosu znajduje się wiele pamiątek po Olendrach (poza samym osadnictwem), mieli oni więc więcej szczęścia do zapisu na kartach historii niż budnicy. Dziś od Wisły oddziela pola wysoki wał. Ikonicznym miejscem pamięci po dawnych osadnikach jest ewangelicki zbór wybudowany w 1924 r. w Nowym Secyminie. Są też resztki cmentarzy, zwykle zgromadzone nagrobki, często wcale nie in situ, bo nekropole często były dewastowane. Na mapie szumnie nazywane są cmentarzami, ale szukajmy raczej paru grobów w polu. Zachowały się również rozwalające się drewniane gospodarstwa, które do dziś są w użyciu. Nie wyglądają na wciągnięte na rejestr zabytków.
Temat może się wydawać dość smutny jak na podróże z dziećmi, ale to, jak zawsze, wszystko zależy od podania. Jednak budnicy i Olendrzy brzmią tajemniczo i egzotycznie. Opowiadając Sani skupiam się nie na ciężkiej historii, ale na trudach ich życia codziennego. Radzenie sobie z żywiołem, praca na bagnach i zalewach, krowy na łódkach. No pięciolatek nie podchwyci? Nasz uwielbia. Nawet zbór go zainteresował, a ostatnio ma lekki kryzys chrześcijaństwa (chce chodzić tylko do cerkwi palić świeczki, albo śpiewać do synagogi).
Kampinoski Park Narodowy odrywamy we współpracy z Moda na Mazowsze. Byliśmy już w Ośrodku Dydaktyczno-Muzealnym w Granicy, Centrum Edukacji Kampinoskiego Parku Narodowego. Zajrzyjcie też do tekstu o szlaku Truskaw – Palmiry, o krótkim spacerze z Lasek do Izabelina i trochę dłuższym z Izabelina do Łomianek. Można też się wybrać do Sochaczewa na wycieczkę Kolejką Wąskotorową, a jeśli szukacie noclegu to polecamy hotel (i park rozrywki) w Julinku.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?