Najpierw pojechaliśmy do parku Valea Trandafirilor czyli Doliny Róż czyli Miasta kultury i wypoczynku im. Lenina. 145 hektarów drzew, krzaków i trawy, no prawie bo z tego 9 zajmują jeziora. Park powstał w miejscu słowiańskiego miejsca kultu, które prężnie działało do XI w. kiedy zostało skutecznie zlikwidowane przez Chrześcijan. W latach 50. ubiegłego wieku został wytyczony tu park, z pełną infrastrukturą sportowo-rekreacyjną, obecnie mocno podupadłą. Antykizująca część- schody prowadzące do altanki to uchowane pozostałości po pogańskich obyczajach.
Muzeum Przyrody i Etnografii
Z oferty muzealnej Kiszyniowa Jura wybrał bardzo reprezentatywny orientalny budynek Muzeum Przyrody i Etnografii. Jest się czym chwalić! Dziś szkielet mamuta i makieta Mołdawii pozostaje w mej pamięci pewnie tylko dlatego, że jestem archeologiem i muzealnikiem, szklana mozaika dachowa na zawsze pozostanie we wspomnieniach każdego kto tu był. Gmach muzeum został ukończony w 1905r. jako Muzeum Rolnictwa i Rzemiosła, jest projektu V. Cyganko. Jest to najstarsze, ale jednocześnie najbardziej nowoczesny muzeum w Mołdawii.
Park Stefana Wielkiego.
Najbardziej znaną, a może jedyną ważną, znaną i wymienianą postacią historyczną w Mołdawii jest Stefan Wielki. Dlatego w najbardziej usianej zielenią stolicy w jakiej byłam, najbardziej centralny park nosi jego imię. My byliśmy w Kiszyniowie ostatniego dnia sierpnia, w przededniu rozpoczęcia szkoły. Centrum było jedną wielką kwiaciarnią, każdy chodził z wiązanką, bukietem, naręczem kwiatów. Tak tu się zaczyna rok szkolny, by dobrze się żyło, nauczyciele 1 września dostają pachnące latem rośliny. Jura ma dorastającą córkę, więc i my kupiliśmy pęczek. Park Stefana Wielkiego tego dnia to były ostatnie wakacyjne lody z dziadkami, miejsce spotkań stęsknionych za sobą nastolatków. Do tego godzina popołudniowa, więc wszyscy wyszli z pracy, i choć lato będzie tu trwało jeszcze co najmniej dwa miesiące to każdy chce spędzić miłe chwile w słońcu.
Synagoga w Kiszynowie
Na podjechanie do synagogi oczywiście ja się uparłam. Jeszcze w Warszawie zapisałam sobie na karteczce adres i uparcie pokazywałam ją co kwadrans Jurze. W końcu podjechaliśmy. Miała być stara i piękna. Była ocieplona styropianem i pomalowana na morelowo. Żydzi w Mołdawii nie mieli łatwo. Byli tu już w okresie rzymskim, potem przybywali tu falami migracyjnymi- w średniowieczu po wygnaniu z Węgier (1367r.), po handel z Konstantynopola, po Powstaniu Chmielnickiego (1648-165r.) kiedy rozprawiali się z nimi Kozacy. W 1897r. Żydzi stanowili 12% mieszkańców całej Basarabii. Gdy Mołdawia po 1918r. została włączona w granice Rumunii nastały gorsze czasy izolacji i zastopowania rozwoju. W 1940r. zaczęły się deportacje w głąb ZSRR, co mogło się wydawać tragedią, ale pewnie Ci którzy zostali wywiezieni dziękowali potem Bogu, że nie dostali się do faszystowskiego gazu Niemiec i Rumunii. Ci którzy przeżyli wojnę albo wyjechali do Izraela, albo zostali tworząc obecnie niewielką diasporę. Budynek synagogi nie ma nic ze starego klimatu, a w środku mile widziani są tylko współwyznawcy. Moja chęć po prostu zwiedzenia nie spotkała się ze zrozumieniem obecnych mężczyzn w domu modlitw. Biorąc pod uwagę jak często ściany budynku są ozdabiane swastykami i eseskami w kolorach czarnym i żółtym jestem w stanie to zrozumieć.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?