Dwa razy w tygodniu przez trzygodzinny staję się odpowiedzialna za jedno dziecko (!). To wielkie święto dla mojej koncentracji, percepcji i w ogóle, jakbym nie karmiła piersią to bym z radości wypijała kieliszek prosecco za każdym razem. Trzy godziny to za mało bym wracała z Idą do domu, za dużo by czekać na Sanię na zajęciach. Chodzimy więc sobie, robimy zdjęcia, uśmiechamy się do siebie. No i zawsze gdzieś wejdziemy. To czego mi brakuje w macierzyństwa to vouchera na darmowe żywienie na mieście. Lepsze by to było niż pińcetplus. Lubię kawę, lubię śniadania, lubię różnorodność. Obczaiłam już wszystkie CZTERY miejsca gdzie można zjeść śniadanie na warszawskiej Starówce, więc wyszłam z jej granic, bo choć piękna, to trochę monotonnie się zrobiło i podbijamy teraz okolice. Spacerowałyśmy po Mariensztacie. Absolutnie pięknym na wiosnę. Na Starówce czuć już zbliżający się sezon, zrobiło się trochę gęsto, tydzień miłosierdzia bożego to chyba idealny czas na zwiedzanie. Na śniadanie poszłyśmy na plac teatralny, do MOMU.
MOMU.
Czasem wpadaliśmy tu w ubiegłym roku na śniadanie w w’end, ale zawsze wybieraliśmy ogródek, więc pierwszy raz właściwie weszłam do środka. Boję się miejsc otwartych do północy, szczególnie z dziećmi, bo mam wrażenie, że generalnie klimat jest tam stale podpity. Ja nie mądra! W MOMU wszystko jest jak lubię. Są ogromne witryny, zróżnicowane stoliki (z Idką usiadłyśmy przy dużym, więc za chwilę dosiedli się państwo, którzy szybko się przesiedli, kiedy Ida włożyła rękę w jogurt, ale po chwili usiedli inni, którzy docenili towarzystwo małej damy). Muzyka jest dobra i nienachalna, okrzyki z kuchni przyjemnie rozładowują atmosferę, jest gwarno i przyjemnie. Obsługa wspaniała.
Śniadanie w MOMU
W MOMU jest super promocja od poniedziałku do piątku. Stąd te moje pierwszoakapitowe wywody finansowe. Od 9 do 12 dają śniadanie za 1 (jeden) peelen. Do kawy. A kawę dają po ósemkę. I do dobrą. Śniadanie nie jest oszukane. To pełnowartościowy posiłek na jajkach zerówkach nawet. Do wyboru np. dary lasu (grzyby, nie jagody) Dwa pajdziszcza z tymi zerówkami i kurkami, sałatka. Inny zestaw – pstrąg z pieca. Na wielkim podpłomyku masa pstrąga, szpinak, papryka marynowana, jogurt, i nawet jajko. Następnym razem wezmę strudla z jabłkiem, na bank. Dają go z labnehem (kocham Cię Bliski Wschodzie) i powidłami truskawkowymi. Można też coś co dla mnie brzmi zbyt fit czyli „pasta ze szpinaku, ser konecki, jajo poche pomidor, owoce granatu, pestki dyni i słonecznika”. Albo zbyt przaśnie „biała kiełbasa wędzona w naszym piecu, chleb wileński, jajko sadzone, chrzan jeżynowy, rzeżucha, rzodkiewka, ogórek, szczypior”.
Będziemy wracać i na pewno nie tylko w porze śniadaniowo-tygodniowej.
Momu. ul. Wierzbowa 9/11
otwarte od 9 do północy.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina.
Zobacz też: Gdzie zjeść śniadanie na Starówce w Warszawie?
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?