Co mnie skłoniło, by Ósma Kolonia stała się gwiazdą właśnie dziś? Byłam z Idą w czytelni na Starym Mieście, w poszukiwaniu pewnego tematu dotyczącego Nowego Miasta, który chciałabym poruszyć na blogu. Ja może jestem nawiedzona, a może żyję w bańce, ale uważam, że zarówno matka, jak i ojciec może z dzieckiem pójść wszędzie.
A już w szczególności do czytelni, i to świetnie, że kobiecie, która jest na urlopie macierzyńskim, sprząta, pierze i gotuje, prowadzi starszaka na zajęcia, ciągle łapie nowe projekty i właśnie podejmuje decyzję o założeniu firmy, chce się iść do biblioteki z dzieckiem. Zwłaszcza jeśli to matka jest w tej sytuacji głośniejsza niż dziecko. No i jeszcze jeśli czytelnia jest prawie zupełnie pusta. No właśnie prawie. Jeden pan. Który po trzech minutach ostentacyjnie wstał i powiedział: „w takich warunkach się nie da pracować, ja mam w domu trójkę dzieci i przychodzę tu żeby odpocząć”. Nie wnikam w to, ile razy ten pan dziennie wyjmuje mokre chusteczki z pudełka, by umyć tyłek swojemu dziecku. Jego sprawa. Ale skojarzyło mi się to z Ósmą Kolonią, bo żyję w tej bańce żoliborskiej, gdzie nic nikomu nie przeszkadza i jest mi z tym cudownie. Oczywiście. Nie powinnam pakować się z niemowlakiem do czytelni. Ale cóż, stało się.
Ulubione miejsce na Żoliborzu.
Gdybym miała określić jednym zdaniem Ósmą i sąsiednie Secret Life, po za oczywiście dobrą szamą, to powiedziałabym, że są to miejsca, w których nic nikomu nie przeszkadza. Ani dziecko, ani pies, ani dorosły. I tak, dziś, zaraz po tym pierdyliardzie rzeczy, które zrobiłam do 13.30 weszliśmy do ulubionego lokalu. Ja, moja mama, i dwójka moich przeuroczych dzieci. Sania właśnie próbował wymusić zjedzenie deseru przed daniem głównym, a Ida obudziła się głodna z drzemki. W niewielkim pomieszczeniu, do którego dostawiono stoliki (super decyzja!) było jak zawsze pełno. I mimo, że Ósma Kolonia była nam nie po drodze przez jakiś czas połowa z obecnych twarzy była nam znana z widzenia. To już chyba dobrze świadczy, nie?
Menu w Ósmej Kolonii
Ósma Kolonia to lokal wegetariańsko-wegański. Mi to szalenie odpowiada, bo spokojnie mogłabym zostać sezonową weganką (od maja do września). Kuchnia serwuje rotacyjne menu, które zmienia się co dwa-trzy miesiące, oraz codziennie inny lancz dnia. Stylem nawiązuje do szeroko pojętej kuchni azjatyckiej, ale nie tylko, bo zdarzają się typowo afrykańskie placki, czy polskie proziaki. To co dla mnie jest najistotniejsze, to Ósma Kolonia wpisuje się na bardzo short listę knajp w Warszawie zaopatrujących się w składniki ze źródła bardziej wiadomego niż makro kesz and kery. Słowem jest ekosreko. Więc wpisuje się to w to, co lubimy najbardziej.
Dziś zjedliśmy tajskie żółte curry z marynowanym tofu, kuleczkami warzywno-ziołowymi, liśćmi pak choi i prażonymi orzechami nerkowca, kremowe curry z paneer tikka masala, orzechami nerkowca, pieczoną cebulą i ryżem oraz orkiszowy podpłomyk z sosem pomidorowym, mozzarellą, kaparami i świeżymi ziołami (kapary i ziołą musiałam Sani wygrzebać). Ceny wahają się od 12 za zupę do 30 za danie główne. Talerze są wręcz zawalone jedzeniem!
Cudownie, że Ósma Kolonia sąsiaduje z jedną z fajniejszych kawiarni w Warszawie, co serwuje najlepszą kawę ever, bo po dobrym obiedzie, można strzelić shota i zjeść kawał dobrego ciasta. Więc już jedno polecenie gdzie zjeść na Żoliborzu jest!
Gdzie zjeść na Żoliborzu? Ósma Kolonia.
ul. Słowackiego 15/19
przy Teatrze Komedia.
Otwarte: pn.-pt. 12-21, sob.-niedz. 13-21
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też inne ciekawe miejsca na Żoliborzu.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?