Chateau Vartely to miejsce, gdzie można dużo. Doskonała restauracja serwująca tradycyjne mołdawskie dania w nowoczesnym wydaniu znajduje się w kompleksie hotelowym, który został wybudowany przy winnicy. Całość jest położona na obrzeżach miasta Orhei, na wysokim wzgórzu z widokiem na okolicę, który sprawia, iż godzinami można się bujać na jednej z wielu huśtawek po prostu chłonąc piękno mołdawskiej ziemi.
Zobacz też: Największe atrakcje Mołdawii. Polecane przez blogerów podróżniczych
Chateau Vartely – miejsce gdzie robi się wino.
To już się wie, bo Polska jest jednym z trzech największych odbiorców produkowanego tu wina. Od tego tematu właśnie zaczęła się nasza wycieczka. Wielkie oprowadzanie po manufakturze. Te same baniaki co wszędzie, te same odurzające drożdżowe zapachy. Mimo, iż w każdym odwiedzonym miejscu w ramach objazdu zorganizowanego przez Wine of Moldova mówili nam mniej więcej to samo, o produkcji, formach, testowaniu, to z każdego z miejsc wynieśliśmy inne lekcje i doświadczenia. A najlepsze było to, że uciekliśmy trochę z obiadu i zakradliśmy do winnicy! ♥ Wszyscy oprowadzali nas po procesie, a nikt nie wpadł na pomysł, że właśnie w między krzakami poczujemy się najlepiej.
Flagowym produktem jest tu Taraboste, limitowane edycje robione w trzech kombinacjach: Chardonnay, Pinot Noir, Cabernet-Sauvignon.
Nas zachwyciło zupełnie Ice Wine, Riesling w wersji przymrozkowej czeka też na swoją dobrą chwilę u nas w barku.
Miejsce do spania.
Nie widzieliśmy pokojów, ale obecne bungalowy nas zachwyciły. Porozrzucane domy na wzgórzu z ogródkami, ławkami – huśtawkami, tonące w zieleni i rosnącej wszędzie winorośli, którą przyjemnie jest we wrześniu i październiku podjadać. Strategicznie jest to też dobry wybór – blisko Stare Orhei i Curchi, chwilę dalej Kiszyniów, Bielce, i tak dalej. Można tu spędzić kawał dobrych, intensywnych wakacji, i co wieczór wracać w przyjemne luksusy
Miejsce do jedzenia.
Szczęśliwie się złożyło, że właśnie Chateau Vartely odwiedzaliśmy w porze obiadowej, i mogliśmy spróbować mołdawskiej tradycyjnej kuchni w nowoczesnym wydaniu. Ja bardzo ucieszyłam się z sałatki ze świeżych warzyw, bo w Mołdawii po prostu pomidor smakuje jak niebo. A tu dostałam cały talerz darów. Potem zupa – zama, no i to samo, bo ugotowane. Takie trochę minestrone. Wrzucamy wszystko co mamy najsmaczniejsze. Drugie było najwspanialsze. Wreszcie ktoś nam dał mamałygę (♥), królika w warzywach, trochę jajecznicy i śmietanę z bryndzą.
Słońce październikowo piekło, wiatr hulał na wzgórzach, siedzieliśmy na ławce z widokiem na dolinę. Najlepiej.
Artykuł początkowo ukazał się na blogu Podróżująca Rodzina. Zobacz też Purcari. Ikona mołdawskiego wina.
Magdalena Dziadosz, mama Saszy i Idy. W teorii archeolożka śródziemnomorska i muzealniczka, skrzętnie wykorzystująca wiedzę zdobytą na studiach w swojej pisarskiej pasji. W praktyce właścicielka firmy zajmującej się komunikacją i PR-em. Dużo pisze na różne tematy. Uwielbia podróże, najbardziej te blisko natury: długodystansowe spacery oraz wycieczki górskie. Ale doceni też wieczór na szpilkach w wiedeńskiej operze.
Co myślisz?