Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Jak podróżować z dwójką dzieci samochodem i… nie zastrzelić się

Róża od przysłowiowej kołyski jeździ samochodem.
Najpierw na krótszych trasach – byłyśmy w Dolinie Baryczy, w Gnieźnie, w Sierakowie.
Kilka razy odwiedziliśmy dziadków na Podhalu.
Byliśmy w Gdańsku, Jarosławcu, Borach Tucholskich.
Pojechaliśmy nawet do Lubelskiego pod samą granicę z Białorusią.
Wydawać by się mogło, że podróżowanie samochodem z dziećmi mamy opanowane, co nie?

A kicha! Jest to totalny horror!

W artykule:

Zobacz też: Podróż z dzieckiem pociągiem w pojedynkę


Jak ogarnęliśmy podróże samochodowe z dzieckiem i dlaczego przy dwójce to nie działa

Kora świetnie jeździ samochodem.
Potrafi bez problemu przejechać trzy godziny naraz. Siedzi spokojnie, patrzy za okno, słucha audiobooków i cieszy się na cel wycieczki. Dla niej na końcu każdej samochodowej podróż czeka garnek ze złotem, którym jest atrakcja do której jedziemy. Czy to dziadkowie czy jezioro, albo park rozrywki. Albo hotel, bo moja starsza córka uwielbia hotele.

Ale to nie jest tak, że trafiło nam się złote samochodowe dziecko. Ok, mamy to szczęście, że nie ma choroby lokomocyjnej (ja na przykład mam), ale początki wcale nie były takie wesołe. Jak dziś pamiętam naszą podróż samochodową do Umbrii. W drodze powrotnej musieliśmy zrobić przystanek we… Wschowie.
20 minut przed naszym mieszkaniem!

Kora-niemowlaczka do jeżdżenia autem się po prostu przyzwyczaiła. Najpierw darła się w niebo głosy, a trasę na Podhale robiliśmy 10 godzin (bez przystanku i korków robimy ją w 4 i pół godziny), potem dawała się animować tacie, który dzielnie siedział przy niej na tylnym siedzeniu. Te animacje były super aktywne. Były to śpiewy, chichotki, całusy, czytania książek i pacynki. W chwilach „ostatecznych” bajki na smartfonie.

Dało się? Dało. Teraz, gdy jeździ już przodem do świata, co – powiedzmy szczerze – daje większe pole manewru (ale jest mniej bezpieczne!), podróżuje wyśmienicie.

Ale jest jeszcze Róża…

Drugie dziecko w samochodzie – drugie tyle „PRZERWĘ”!

Ulubiona stacja paliw Róży? Stęszew. Pół godziny od Leszna. Stajemy tam regularnie na cyca.
Drugi przystanek? Gdzieś w okolicy Poznania. Czyli znowu przejechaliśmy tylko 20 minut.
Udało się! Usnęła! To Kora chce wyjść na siku :/
I tak cały czas.

Na Podhale jechaliśmy 12 godzin! A przypominam, że da się to zrobić w 4 i pół godziny.

Więc jak moje koleżanki są przekonane, że dziewczyny tak świetnie jeżdżą autem, to odpowiadam, że absolutnie nie!

Gdy piszę ten tekst Róża ma rok. Godzinę temu wróciliśmy do domu z Podhala. Znowu była to trudna podróż. Może nie dwunastogodzinna, ale prawie siedmio. Bez płaczu się nie obyło.

Największym problemem przy podróżowaniu samochodem z dwójką dzieci jest to, że w naszym aucie pomiędzy nimi nie ma miejsca na dorosłego. Co za tym idzie, nie da się dziecka animować. A przyznajcie – siedzenie tyłem do kierunku jazdy przez kilka godzin jest diabelnie nudne. Ja się jej naprawdę nie dziwię, że marudzi.

Pomysł na jazdę z dwójką dzieci: długi przystanek w środku trasy

Nie było rady. Musieliśmy jakoś iść na ustępstwa.
Najpierw próbowaliśmy robić długie przystanki. Fajnie to brzmiało, bo zakładaliśmy w trasie trzy godziny na zwiedzanie. Dzięki temu zobaczyliśmy naprawdę fajny zamek w Niemodlinie i pobliski park w Lipnie.
Ale godzinę później zobaczyliśmy też stację benzynową. A w następnej godzinie kolejną.
Rozłożenie trasy 400 km na dwie części tego samego dnia okazało się niewypałem.

Pomysł nr. 2: jazda w nocy

Drugim pomysłem była jazda nocna. I tego póki co się trzymamy. Wyjeżdżamy z domu o 19 i najedzone dziewczyny usypiają w aucie. Co prawda po dojechaniu na miejsce często się budzą i siedzimy wspólnie do późnych godzin nocnych, ale trudno. Lepiej w wynajętym domku niż na stacji (piszę to po północy – Róża biega dookoła stołu).
To oczywiście nie daje 100% pewności, że ta trasa na bank zostanie przespana. Ale raczej coś tam się da pokonać, gdy młode są w krainie Morfeusza.

Pomysł nr 3: długie wakacje – dużo noclegów w trasie

Wreszcie trzeci sposób, który wybraliśmy na nasze dwutygodniowe letnie wakacje – codziennie 200 km autem. Zanim dojechaliśmy z Leszna do Kazimierza nad Wisłą, spaliśmy po drodze pod Koninem i w Nieborowie. Było to zresztą super. Zwiedziliśmy kilka miejsc, które w innym przypadku byśmy czym prędzej ominęli (muzeum okręgowe w Koninie to miazga!). Choć ten sposób sprawdzi się tylko w przypadku dłuższych wakacji. Trudno oczekiwać, by z 5 dni urlopu 4 poświęcić na dojazd.

Czym zająć dziecko w samochodzie?

Zawsze mamy w aucie szereg zabawek, które podajemy dzieciom. Dla Róży obecnie numerem jest Alilo – świecący i grający królik z miękkimi uszami do łapania i gryzienia. Jest to tak naprawdę odtwarzacz muzyki, więc można na niego wgrać, co nam się żywnie podoba.
Kora uwielbia książki i opowieści. Ma obok siebie kilka pozycji (tu ranking naszych ulubionych), kiedyś walczyła z naklejkami, ale najlepiej się sprawdzają audiobooki. Naprawdę, przy dobrej bajce odleci na dwie godziny. Dzisiaj słuchała „Misię i małych pacjentów” (ma 4 lata).
Mamy też kilka mniejszych zabaweczek – jakieś gryzaki, grające piloty, samochodziki. Zajmują takiego malucha na 5-10 minut. A jeśli macie dzieci, to wiecie, że czasem to jest zbawienne.

Długa trasa samochodem z dziećmi – porady z grupy

Może wiecie, że współprowadzę grupę “Pokaż dzieciom Polskę i świat” (jeśli nie wiecie, to dołączajcie!). Temat animowania dzieci w samochodzie od czasu do czasu się tam pojawia. Oto porady naszych grupowiczów:

Ze swojej strony dodam: poczytajcie o bezpieczeństwie i zabawkach w samochodzie. Specjaliści odradzają, by dziecko (zwłaszcza małe) w czasie jazdy coś trzymało, bo w razie wypadku może to spowodować dodatkowe nieszczęście. Czy zdecydujecie się dać dzieciom coś do ręki czy nie – to już zostawiam wam.

Dzięki za lekturę tekstu. Jeśli chcesz podglądać, jak na co dzień radzimy sobie w podróży z dziećmi, dołącz do mnie na Insta.

Exit mobile version