Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Byłam w krainie Prosecco!

Kto z was, moi drodzy italofile, był w Wenecji?

Każdy? 90%? Dwukrotnie? Trzykrotnie?

Ja byłam 4 razy.

O wycieczkę do Wenecji jest obecnie o tyle łatwo, że mamy bardzo fajne połączenia z pod-weneckim Treviso. Tanie loty sprawiają, że zwiedzamy nie tylko tonącą piękność. Poświęcamy czas samemu Treviso, jedziemy do Padwy czy dalej do Werony.

A gdybym wam powiedziała, że pół godziny drogi od Treviso i godzinę od Wenecji znajduje się region, w którym produkuje się Prosecco? Że stworzono tam rewelacyjny szlak winny? I że kilkadziesiąt winnic tylko czeka, aż je odwiedzicie na degustację?

Czy to nie brzmi, jak marzenie? No właśnie! Brzmi. I mimo że byliście tak blisko – spacerowaliście po Wenecji – to nikt wam nie powiedział, że to marzenie jest na wyciągnięcie ręki.

Ale co się odwlecze, nie uciecze. Zaznaczę jeszcze raz – to nie jest marzenie super trudne do spełnienia. Ot, wchodzicie w Warszawie czy Krakowie do samolotu, wychodzicie w Treviso, wypożyczacie auto i pół godziny później jesteście w regionie Conegliano-Valdobbiadene – w krainie Prosecco.

Co zwiedzić w Veneto?
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że Veneto to jeden z ciekawszych włoskich regionów. Oczywiście znajduje się tutaj Wenecja, której reklamować nikomu nie trzeba. Ale zaraz za nią na linii kolejowej nad jezioro Garda, znajduje się moja złota trójca: Padwa, Vicenza i Werona – trzy wspaniałe miasta, z których każde zasługuje na kilkudniową wizytę.
W Veneto są liczne, lubiane przez Polaków kurorty z piaszczystymi plażami, np. opisane już kiedyś Bibione. Mają też góry! Wspaniałe Dolomity, o których marzy wielu. Wreszcie znalazłam tu Strada di Prosecco – szlak wina Prosecco. A przecież to dopiero początek odkrywania regionu, który – uważam – ciągle znam po łebkach.

Jak dowiedziałam się o szlaku wina Prosecco?

Pięć miesięcy po urodzinach Kory, planując wycieczkę #doorvieto, rozmawiałam ze swoimi koleżankami – dwoma młodymi matkami, które poznałam na szkole rodzenia. Umawiałyśmy się pewnego dnia na spritza, za którym wszystkie trzy tęsknimy. Powiedziałam wtedy, że jadę do Włoch, to przywiozę nam prosecco, które użyjemy do drinków.

I wtedy mnie uderzyło pytanie – gdzie właściwie wytwarza się prosecco?

Szybko włączyłam Google’a i już po chwili utonęłam w zdjęciach okolic Conegliano-Valdobbiadene. Okazało się, że nie tylko produkowane jest tu to pyszne wino. Całkiem niespodzianie odkryłam krajobrazy, o które Włoch nie podejrzewałam. Winnice zostały zagospodarowane na zboczach wzgórz, których fałdowanie przypomina raczej plantacje herbaty na Sri Lance, a nie okolice Wenecji.

Decyzja była prosta. Dodajemy szlak Prosecco do planu naszej wycieczki.

Conegliano-Valdobbiadene DOCG – kilka słów o Strada del Prosecco

Region, w którym produkuje się musujące wino prosecco znajduje pomiędzy miasteczkami Conegliano i Valdobbiadene, które są oddalone od siebie o ok. 50 km. Można łatwo powiedzieć, że tutaj kończą się Alpy. Północna część regionu to malownicze i strome wzgórza o ostrym nachyleniu, których szczyty często toną w chmurach.

Jednak gdy na nich jesteśmy i spojrzymy na południe, zobaczymy Wielką Nizinę Wenecką, na której trudno szukać choć jednego pagórka.

Poczucie granicy jest niesamowite. Z jednej strony malownicze krajobrazy, z drugiej płaskie, przemysłowe nic. A na granicy winorośle, które pomagają nam znieść ten nagły skok.

Taka różnica jest między dwoma głównymi drogami na szlakach Prosecco. Pierwsza wiedzie wśród nudnych równin i nieciekawych miasteczek, w których owszem – znajdują się nowoczesne enoteki, które kuszą swoim wystrojem i asortymentem. Jednak winnice to orzeszki, znajdujące się wśród gęstych zabudowań, supermarketów i wielkich hal.

Druga droga to jest to! Tutaj znajduje się pocztówkowa kraina, do której przyjechałam, a samochód – mimo deszczu – jest przeze mnie zatrzymywany co trzy minuty. Po prostu muszę zrobić kolejne zdjęcie tym błyskawicznie zmieniającym się krajobrazom.

Deszczowa pogoda nie jest tu rzadkością. Jak się dowiadujemy, to właśnie ona wpływa na smak Prosecco. Winorośl glera, z których jest robione wino, lubują się w warunkach panujących na tutejszych wzgórzach. Od zimnych wiatrów północy chroni je Monte Cesen (1570 m n. p. m.). Z kolei południowe słońce szybko wysusza wilgotne liście, zapewniając przy tym idealne warunki.

Valdobbiadene – stolica Prosecco

Tego dnia opuściliśmy okolice Bolzano i pognaliśmy na wschód kraju. Gdy wjechaliśmy do Valdobbiadene, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak. Miasteczko okazało się być głęboką włoską prowincją, gdzie główny plac robi za miejskie rondo, a na jego skraju przesympatyczny sprzedawca handluje warzywami prosto z wozu.

Jedynym żyjącym w godzinach sjesty miejscem jest lokalny bar. Wchodzimy do niego razem z policjantem, który akurat postanowił zrobić sobie przerwę na kawę.

Rozglądam się z zainteresowaniem. Jest kilka ciekawych budynków, które można by uznać za warte sfotografowania zabytki. Jednak można je zliczyć na jednej ręce. Restauracje – zamknięte. Sklepy – zamknięte. Turystów, fancy winotek, klubów – brak.

A przecież prosecco kojarzy się z imprezą i splendorem. Ze ślicznymi kieliszkami w modnych hipsterskich kawiarniach. Ze spritzem i Hugo – drinkami iście imprezowymi. Tymczasem miejsce, w którym powstaje, jest tego zaprzeczeniem.

Co to jest prosecco DOCG? Jak czytać etykietę?

Prosecco to oczywiście białe wino musujące, wytwarzane z winorośli glera, których w winie musi znaleźć się co najmniej 85%. Historycznie było produkowane w dwóch regionach: Conegliano Valdobbiadene, gdzie teraz jesteśmy i w mniejszym Asolo. To właśnie butelki z tych okolic posiadają dopisek Superiore DOCG i są tymi najbardziej poważanymi.

W sklepach znajdziecie też prosecco DOC Treviso z sąsiadującego z Valdobbiadene nieco większego regionu upraw oraz z regionu Friuli. To ostatnie również produkowane jest z winogron glera, jednak zasadzono je w winnicach dopiero od niedawna. Uprawa została rozpoczęta z nastawieniem na czysty zysk.

Możemy kupić prosecco brut (wytrawne), extra dry (pół słodkie) i dry (słodkie). I muszę powiedzieć, że w teorii to wiem. Jednak, gdy widzę napis „dry”, ciągle spodziewam się gorzkiego – „suchego” – smaku.

Casa Mionetto – to tu się wszystko zaczęło

Cofnijmy się o 20 lat. Mamy 1997 rok. Bąbelki kojarzą się jednoznacznie z szampanem. Wino musujące to dla nas po prostu podrabiany szampan, który kupujemy na sylwestra, bo na ten drugi – nie ukrywajmy – nas po prostu nie stać. Właśnie w tym roku skrzynie z napisem Mionetto zostały załadowane na pokład i przewiezione do Nowego Jorku.

Rodzina Mionetto produkowała swoje wino – tu, w Valdobbiadene – już od 110 lat. Nie cieszyło się jednak poważaniem. Gdzież mu było do słynnych czerwonych win z Toskanii.

Pierwszy krok, by to zmienić, zrobiono w latach pięćdziesiątych – uruchomiono masową sprzedaż we Włoszech. Wejście na rynek Stanów Zjednoczonych rozpoczęło szał!

Dzisiaj prosecco zna każdy.

Wchodzimy do Casy Mionetto – historycznego domu i miejsca, w którym od 130 lat odbywa się produkcja prosecco Mionetto. Znajduje się tu niewielka sala muzealna z portretem Francesco Mionetto – założycielem rodzinnego biznesu. W drugim pokoju sprzedawca ustawia butelki do degustacji.

Pierwsze wrażenie było niespecjalne. Dopiero co byliśmy w nowoczesnej winotece w Soligo. Tu ciasne pomieszczenia są jakby na siłę wciśnięte między piwnicę i parter.

-Tak, ale tu jesteśmy w miejscu historycznym. Dokładnie tutaj to wszystko się zaczęło!

Ta informacja otworzyła mi oczy. Faktycznie – prosecco pasuje bardziej do szkła i luksusów, ale przecież rodziło się wśród gliny i cegieł. Tutaj! W tym pokoju! Z zainteresowaniem rozglądam się po rozwieszonych na ścianach zdjęciach.

-Budujemy nowe enologiczne centrum. Będzie nowoczesne, budowane zgodnie z zasadami ekologicznej architektury i nastawione na duże grupy turystyczne. Chcemy tu zbudować prawdziwą stolicę prosecco.

Mionetto nie ma swoich winnic. Korzystają z winorośli 70 rolników z okolic Valdobbiadene. Przy produkcji wina pracuje siedmiu wytwórców win i jeden enolog. Pytam, ile linii produkują. Nie potrafią odpowiedzieć:

-To wszystko zależy od wielkości zbiorów winogron. Co roku mamy co innego czasami warunki pogodowe nam sprzyjają, innym razem przeciwnie. Linie różnią się w zależności od kraju importu. Mamy też produkty limitowane, dostępne tylko przez jeden sezon.

Postawiono przed nami trzy butelki sprzedawane na rynku polskim. To popularne Mionetto Valdobbiadene DOCG, ekologiczne Mionetto DOC Bio i wytrawne Mionetto Prosecco DOC Treviso.

-OK, ale to to ja kupię w Polsce. Co byście polecili spróbować mi tutaj? Co powinnam ze sobą przywieźć?

Maria przyniosła Cuvee sergio. Prawdziwą ciekawostkę. To nie jest prosecco, a tradycyjne wino, które od wieków produkowano na tych ziemiach. Różnica polega na tym, że nie posiada zalecanych 85% winogron glera – tych jest mniej i są wymieszane z innymi szczepami, które akurat były pod ręką. Przyznaję, że właśnie takie wina lubię najbardziej. Nie mierzone uważnie przy pomocy wagi, ale te pomieszane, produkowane przez zwykłych rolników w przydomowej piwniczce.

Pozostałe dwie butelki to poważane Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG i Cartizze DOCG. Wszystkie trafiły do naszego bagażnika.

Uwielbiam odwiedzać winnice! Mimo, że nie jestem znawczynią, to staram się pogłębiać swoją wiedzę o winach i za każdym razem gdy jestem we Włoszech, odwiedzam jakąś winnicę. Na blogu możecie poczytać o winnicy nad Jeziorem Garda, o typowej winnicy sycylijskiej czy o zwiedzaniu winnicy w Marsali. Odwiedziłam też muzeum Lambrusco czy wspaniały region Colio.

Prowincja Treviso i atrakcje regionu Prosecco

W czasie naszego dwudniowego pobytu odwiedziliśmy dwie winnice. Resztę czasu poświęciliśmy na zwiedzanie i niespieszne spacery po granicy niziny z górami.

Valdobbiadene leży zaledwie dwadzieścia kilometrów od Possagno – miejscowości rodzinnej wielkiego rzeźbiarza klasycyzmu, Antonio Canovy.

Jedną z moich ukochanych rzeźb jest znajdująca się w Luwrze grupa „Kupidyn i Psyche”. W czasie moich studiów w Paryżu spędziłam przed nią całe godziny. Bardzo chciałam zobaczyć rodzinny dom i gipsotekę mistrza.

Niestety, zawiedliśmy się. Można tam co prawda wpaść przy okazji, tak jak my to zrobiliśmy, jednak nie jest to muzeum znakomite.

Co innego dwie wioski, które znajdują się na liście najpiękniejszych wiosek we Włoszech (i borghi piu belli d’Italia). Jeśli czytacie bloga na bieżąco, to wiecie, że jestem fanką małych włoskich miasteczek, a listę I borghi… traktuję jak swój najważniejszy przewodnik po kraju (choć podchodzę do niej bardzo krytycznie).

W regionie Conegliano-Valdobbiadene znajdują się dwie wioski z listy. Follina nie zrobiła na nas wielkiego wrażenia. Jednak ma duży plus ze względu na znajdujące się tutaj piękne opactwo cystersów, którego historia sięga XII wieku. Mieszczą się tutaj wspaniałe krużganki – jeden z moich ulubionych elementów architektonicznych w ogóle.

Krużganki cechują magicznym spokojem i oderwaniem od świata zewnętrznego, co skłania do zatrzymania się i krótkiej medytacji. Działają tak na mnie niezależnie czy są we Francji, we Włoszech czy Anglii. Te nie były wyjątkiem.


Kilka kilometrów dalej znajduje się kolejna wioska z listy. To położona nad górską rzeczką Cison di Valmarino. W przeciwieństwie do swojej koleżanki, ona nas urzekła. Cison cechuje już bardzo górska atmosfera. Jest tu wiele domów, które z pewnością są domkami letniskowymi, do których latem uciekają zmęczeni gwarem i upałem Wenecjanie. Znajduje się tutaj szlak młynów wodnych, którym z radością się przeszliśmy.

Z Conegliano-Valdobbiadene wyjechaliśmy z czterema butelkami prosecco. Wiemy, że będziemy okolicę polecać każdemu, kto leci do Treviso i zastanawia się, co zobaczyć w okolicy.

Exit mobile version