Zależna w podróży – blog podróżniczy z sensem

Rok 2013 rokiem podróży i bloga

 

Jest kilka takich momentów w roku, w których łatwo przewidzieć, co się wyczyta na podróżniczych blogach. Gdzieś w okolicy lipca blogerzy wyjadą. W sierpniu podróżnicza blogosfera zwiększy się dwukrotnie, a mniej więcej w lutym blogerzy będą pisać o tym, że wracają notkami do przeszłości, bo dawno nigdzie nie wyjechali. Na wszelkie święta oczywiście pojawią się wpisy okolicznościowe. Grudzień to czas ozdób świątecznych i bożonarodzeniowych jarmarków. A pod koniec roku będą niezwykłe, pełne przechwałek PODSUMOWANIA.

Chryste, jakie to nudne! Ile można czytać: tyle a tyle dni w podróży, tyle a tyle kilometrów na stopa i tyle odbytych lotów. Naście krajów, dziesiątki miast, setki posiłków i tysiące zdjęć.

Ale siedzę przed tym kompem, w Feedly pojawiają mi się nowe rssy zatytułowane identycznie, a ja jak zahipnotyzowana na nie klikam i czytam co tam, i jak tam, i w ogóle fajnie. Czasem się dziwię, że tak mało (mimo że po blogu sądziłam, że więcej), czasem że tak dużo (blog od miesiąca nie aktualizowany), a czasem się dziwię, że jak to w RPA, skoro ostatnie wpisy były z Kanady. Czasem nawet kliknę, że to lubię, bo w końcu „sharing is sexy”, a ja to naprawdę lubię, że jeździcie, robicie piękne zdjęcia, piszecie ciekawe teksty i inspirujecie mnie do „więcej”.

Tak czytam, czytam i czytam, aż sama napiszę. Potraktujcie to jako zemstę za to, że sama spędziłam ostatnie godziny na waszych blogach i zrekompensujcie mi się tym samym 😉

Podzielmy ten tekst na dwie wyraźne części: jedna dotyczyć będzie odbytych podróży, druga życia bloga i rozwijania się w stronę nazwania się „profesjonalną blogerką”. Jeśli interesuje was tylko jedna część: wiecie gdzie jej szukać.

CZĘŚĆ PIERWSZA: ODBYTE PODRÓŻE

Jak co roku, pierwszą odbytą przeze mnie wycieczką, był, uprawiany przez wielu naszych rodaków, wyjazd na narty w Alpy w styczniu. O ile dobrze sobie przypominam, zaledwie kilka dni po powrocie do kraju wraz z przyjaciółką podjęłyśmy decyzję o kupnie biletu do Trapani na Sycylii. Motywacje były jasne. Wyjazd uznałyśmy za „najlepszy sposób na świecie na doła po facecie”. Od razu podjęłyśmy decyzję, że wracamy stopem, a budżet wycieczki ustaliłyśmy na 10 euro dziennie.

Zanim się tam wybrałyśmy zrobiłam sobie kilka krótkich wypadów z Krakowa: wpadłam na jeden dzień do Ojcowskiego Parku Narodowego i na weekend w Tatry. Śnieg nie topniał, wiosna nie przychodziła, ale za to zbliżał się koniec kwietnia i wyjazd na Sycylię.

Wtedy po raz pierwszy spałam na Couchsurfingu, który dziś już traktuję za codzienność. Wtedy też przypomniałam sobie, co znaczy spanie w namiocie (poprzednio 3 lata temu) i jak się jeździ stopem (jechać, jechałam kilka dni wcześniej, ale odległość kilku tysięcy kilometrów ostatnio robiłam 4 lata temu). Sycylia została u mnie na dłużej stając się jednym z miejsc na świecie, z którym na zawsze pozostanę związana.

Wróciłyśmy po 10 dniach. Był już maj, a w maju miałam jeszcze wyjechać dwukrotnie, przez co profesorowie na uniwersytecie zapomnieli, jak wyglądam. Wtedy wybrałam się na study tour dla dziennikarzy na Słowację, przez co po raz pierwszy w życiu odwiedziłam Bratysławę i zakosztowałam rewelacyjnego wina z Małych Karpat.

Pamiętam, że do Krakowa zajechałam w niedzielę po południu, a w poniedziałek rano miałam samolot na Sardynię. Początkowe samotne zwiedzanie Cagliari, przerodziło się w kilkudniowy wypad na północ wyspy z rodzicami. Na Couchsurfingu poznałam mężczyznę, z którym się jeszcze trochę spotykałam, przez co do Cagliari wróciłam jeszcze raz w czerwcu.

Porównując Sycylię i Sardynię zawsze mówię: Sycylia jeśli kultura, Sardynia jeśli natura. I tu i tu jest jeszcze kilka miejsc, które muszę „zaliczyć”.

Skończyła się szkoła, egzaminy zaliczone: szybka przeprowadzka i fruuuu lecimy z Paulą do Gruzji na największą tegoroczną wyprawę. Spędziłyśmy trzy tygodnie u Gruzinów, trochę poniżej tygodnia w Armenii i kolejny miesiąc w Turcji (przynajmniej ja). Tam ze Stambułu miała się odbyć mój wielki spacer po Sułtańskim Szlaku ze Stambułu do Wiednia.

No cóż… Odbyło się trochę powyżej tygodnia tego spaceru. Niestety doznałam kontuzji i skutecznie kulałam przez następne dwa tygodnie. Pokornie wróciłam do Polski.

Nie pisałam o tym jeszcze, choć pewnie jeszcze napiszę. Na razie powiem tylko jedno: nie polecam samotnych trekkingów po Turcji kobietom zwłaszcza. Po pierwsze psy co chwila wyskakują z krzaków, a ty modlisz się, żeby cię nie zaatakowały, a po drugie: to samo dotyczy wyskakujących z krzaków facetów. Doznając kontuzji trochę odetchnęłam: większość wędrówki miałam serce w gardle ze strachu.

No ale wróciłam do Polski. Korzystając z chwili w kraju wyskoczyłam na jeden weekend do Słowińskiego Parku Narodowego, a w drugi w Beskid Niski. We wrześniu zamieszkałam w Trapani, w którym spędziłam kolejne półtora miesiąca.

Jak to się stało? W czasie naszej kwietniowej wycieczki spałyśmy u Gianniego, który potem śledził rozwój mojego bloga i zaproponował mi pobyt na Sycylii, i pisanie dla jego firmy turystycznej Easy Trapani. Poszłam na to.

W większości nie ruszałam się z prowincji Trapani. Wyjechałam tylko na jeden weekend do Noto i Syrakuz, o których jeszcze napiszę. Relacja z mojego życia na Sycylii również czeka na publikację.

Wróciłam pod koniec października by oficjalnie móc się nazwać magistrem filologii polskiej. W listopadzie przyjechał do mnie na tydzień sycylijski przyjaciel i razem rozjechaliśmy się po Wrocławiu, Krakowie i Wieliczce. Przypomniałam sobie, jak wygląda Polska.

W końcu nastał grudzień i city break w mojej ukochanej Bolonii, a zaraz potem kilka dni w tylko troszkę mniej kochanym Stambule. Wróciłam na święta do rodzinnego Leszna i tu spokojnie przygotowuję się na końcówkę roku.

Chcecie to w liczbach? Krajów odwiedzonych: 6, wycieczek: 15, lotów samolotem: 16, kilometrów autostopem: naścietysięcy, a dni w podróży 151.

CZĘŚĆ DRUGA: BLOGOWANIE

Właściwie można powiedzieć, że blog powstał w tym roku. Owszem wcześniej było na nim kilka tekstów ze wschodniej Azji, ale były to raczej niezobowiązujące początki. Wracając do motta „najlepszy sposób na świecie na doła po facecie” dodam, że prócz kupowania biletów lotniczych dobrze robi też pisanie, w moim przypadku pisanie bloga. W styczniu zaczęłam pisać o zeszłorocznej wycieczce do Portland w Oregonie (tak, tak – do faceta), a w marcu złożyłam CV w Onecie w redakcjach Podróży i Społeczności.

Do Podróży się dostałam i przez kolejne półtora miesiąca współtworzyłam tamtejszy portal, przez co lepiej poznałam warsztat dziennikarza podróżniczego. Laski ze Społeczności z kolei namówiły mnie do przeniesienia bloga na platformę Blog.pl. Dzięki temu oglądalność bloga wzrosła o kilkaset procent, a ja nabrałam większej motywacji do pisania. Notki pojawiały się na stronie głównej Onetu, a liczbę miesięcznych odwiedzin można było liczyć w tysiącach.

Tym samym Onet uznaję za pierwszego patrona mojego bloga. Ale podziękowania składam też aktywnie promującym mnie Jedziemy na Sycylię i Turcji w Sandałach. Dodatkowo dziękuję Aerotravel, Gdzie wyjechać, Podróżomaniakom, oraz leszczyńskiemu radiu i prasie.

Dzięki blogowi dostałam pracę na Sycylii, kilka zamówień na sponsorowane artykuły (niektóre odrzuciłam) oraz wiele sponsorowanych noclegów i kilka przewodników, za co uprzejmie dziękuję.

Statystyki bloga prowadzę od początku kwietnia. Przez ten czas zanotowałam 118 tysięcy unikalnych użytkowników i 360 tysięcy odsłon. Najchętniej czytane przez was teksty to te o Ani – mieście ormiańskich duchów, Hasankeyf – mieście, które zatonie i Dogubeyazit, często uznawanym za najniebezpieczniejsze miasto w Turcji. Co tu dużo mówić: Turcja się sprzedała.

W ogóle chciałabym tę notkę zakończyć podziękowaniami i wymienieniem z imion:

-ludziom bez których ten blog nie byłby tym blogiem: Agacie za onetowy patronat i stałe promowanie, Pawłowi za warsztat, poprawki i przesyłane samouczki SEO, Gianniemu za zaproszenie do Trapani, Marcinowi za wysłanie na study tour, oraz Sedatowi za wspieranie przy szlaku sułtańskim.

-moim wspaniałym przyjaciółkom i współtowarzyszkom podróży: Paulinie i Ali, z którymi stopowało się najlepiej!

Vincowi za zdjęcie w tle, oraz Piotrowi za logo.

Chciałam też wspomnieć:

-poznanych na wyjazdach dziennikarzy i blogerów Gosi, Bartkowi, ekipie Archeologów w Podróży i twórczyni Przekornie i w drodze.

-Paulinę z Tofu na Patyku, bo była pierwszą blogerką, która tu stale zaglądała i Marcina z Gdzie wyjechać za częstą aktywność i promowanie u siebie na blogu.

-wszystkich Couchsurferów, u których nocowałam, a z którymi teraz łączy mnie przyjaźń, wielu przesympatycznych właścicieli hostelów i pensjonatów, i wszystkich kochanych kierowców.

-oraz innych poznanych w podróży, którzy weszli do mojego życia: Lilian, Maćka, Darka, dwóch Sergiów, Jessicę, Manu i Thomasa. Nawet jeśli wielu z nich nie mówi po polsku i tego nie przeczyta, wiedzcie, że fajnie, że są.

No… To był mocny rok. Co będzie w przyszłym? Już teraz wiem, że będzie Dusseldorf, Osnabruck, Berlin i Maroko. Będzie też zakładanie ekoturystycznej firmy. W związku z tym ostatnim może być mniej wyjazdowo. Ale turystycznie będzie. Jeszcze długo.

Dzięki, że czytacie. Dzięki za pozytywne komentarze i lajki. Przede wszystkim dzięki za powroty. Postaram się, żeby było tu zawsze jak najfajniej.

Aha i drobnostka na koniec: Tanie loty stworzyły ranking blogów. Ja zagłosowałam na kilka, które czytam, oraz dodałam swojego. Fajnie, jeśli zagłosujecie i wy 🙂

Exit mobile version